Pobierz transkrypcję w formacie PDF TU Posłuchaj odcinka TU | Przeczytaj całą rozmowę poniżej |
Witam Cię serdecznie w nowym odcinku podcastu. Do dzisiejszej rozmowy zaprosiłam Kasię Warpas, która – już mogę to powiedzieć – będzie częstszą Gościnią podcastu.
Bo od kiedy Gosia zrezygnowała ze współprowadzenia audycji stanęłam przed takim głównym pytaniem – czy zamienić audycję na monologi? Czy skupić się na wywiadach z ekspertami?
Przez ostatnie pół roku próbowałam różnych form, które myślę przypadły Wam do gustu. Ja czuję się dobrze i w odcinkach solo (które od czasu do czasu będą się pojawiać) i w rozmowach z ekspertkami czyli terapeutkami, psycholożkami ale też tak jak Gosia Budzich z Odnawialni kreatywnymi Kobietami, które chcą dzielić się swoją pasją i doświadczeniem życiowym.
Natomiast brakowało mi też takiej lekkiej formuły. Zwłaszcza w przygotowaniu, bo rozmowy z Gośćmi można powiedzieć rządzą się swoimi prawami. Taką rozmowę planuje się czasem dużo wcześniej. No i przede wszystkim zależało mi też na kontynuowaniu audycji w duchu takich luźnych rozmyślań. Dlatego bardzo się cieszę, że Kasia przyjęła zaproszenie do kolejnych odcinków. Tak jak mówię, będzie różnorodnie, także z gośćmi, czasem solo, ale Kasia będzie się częściej pojawiać.
Kasia jest graficzką z zawodu, blogowała przez wiele lat, teraz prowadzi swoje konto na Instagramie w jedynym w swoim rodzaju klimacie moim zdaniem. Jest wrażliwą osobą, mamą. Mieszka w Monachium. Słucha audycji od pierwszych odcinków. I myślę, że wniesie do podcastu bardzo ciekawe empatyczne spojrzenie na różne tematy, które będziemy poruszać.
I pomysł na temat dzisiejszego odcinka wypłynął także od niej. Na początku rozmowy usłyszysz dlaczego go poruszamy. Natomiast chciałabym jeszcze powiedzieć, że ten odcinek nagrałyśmy na początku października, kiedy nikt nie miał pojęcia co zadzieje się w Polsce pod koniec miesiąca. Także temat może wydawać się trochę zbieżny z tymi wydarzeniami, ale nagrywałyśmy go w zupełnej nieświadomości tej historii i wynika po prostu z życia i momentu, w jakim jesteśmy i decyzji przed jakimi same stoimy teraz jako kobiety powiedzmy trzydziestoparoletnie.
W tym odcinku mówimy między innymi właśnie o decyzjach, wyobrażeniach i marzeniach na temat życia rodzinnego. O byciu wysoko wrażliwą mamą. O społecznym postrzeganiu oraz tym jak to wpływa też na to jak widzimy same siebie i swoje role oraz jakie mamy oczekiwania wobec siebie w temacie macierzyństwa. I jak wpływa to na nasze decyzje o (kolejnym) dziecku?
Poruszamy te tematy myślę w łagodny sposób. Szukając po prostu różnych punktów widzenia. I chcemy rozpocząć rozmowę na temat naszych doświadczeń, przemyśleń, odczuć w tym temacie.
Dlatego już teraz zachęcam także Ciebie do podzielenia się przemyśleniami na stronie w komentarzu, mailowo lub na Instagramie.
Na stronie znajdziesz nasze instagramowe adresy, podam je też na końcu odcinka. Jest tam też transkrypcja dzisiejszej rozmowy, za której wykonanie jak zawsze dziękuję bardzo Agacie Podsiadły.
A teraz już zapraszam Cię serdecznie do wysłuchania dzisiejszej rozmowy.
Cześć, Kasia.
Cześć, Agnieszka!
To dzisiaj mamy temat, który nazwałyśmy „tematem z grubej rury”, ale być może dla nas jest takim tematem, a myślę, że dla części słuchaczek może być, a dla części nie. Jeśli nie – to prosimy też o wiadomości, maile, bo chcemy tak naprawdę omówić pewien temat, przejrzeć jakieś różne możliwości, opcje, punkty widzenia, żeby wyjść z tej rozmowy z większym spokojem głowy może albo jakimś takim poznaniem tego tematu, rozszerzeniem. W każdym razie roboczo nazwałyśmy sobie – ja sobie to tak nazwałam – „Czy muszę mieć (drugie) dziecko?”
No właśnie.
Bo my tu mówimy o tej decyzji kolejnego dziecka, tak naprawdę, ale w gruncie rzeczy ja bardzo bym chciała też ten temat rozszerzyć na to, czy my – jako kobiety – w ogóle musimy mieć dzieci. I oczywiście pewnie znajdą się głosy, że nie, my nic nie musimy, ale prawda jest taka, że żyjemy w takiej kulturze w jakiej żyjemy – o czym też będziemy rozmawiać – i nawet jak nie musimy, to jednak w dużej części jesteśmy uznawane, nawet jak nie przez same siebie, to przez większość społeczeństwa, jak jakieś heroski, które taką decyzję podjęły. Tak mi się wydaje.
Tak myślisz? Mi się wydaje, że my wcale nie jesteśmy heroskami, tylko że nam należy się zrobić to dziecko.
Ale ja myślę o tych dziewczynach, które tak świadomie się decydują, że nie chcą mieć, że one są wtedy jako te heroski.
Tak, one są przodowniczkami.
Feministki takie…
Patrzymy na nie i podziwiamy.
Ale się byśmy nie odważyły.
No ja nawet nie wiem, czy bym się nie odważyła, bo ja chciałam mieć to pierwsze.
No właśnie, bo też mówimy o różnych punktach widzenia, bo ty jesteś z tej opcji, która bardzo chce mieć dziecko – zresztą oddaję ci głos tutaj…
Sytuacja wygląda następująco: mam prawie sześcioletnią córkę, no i od kiedy ona ma trzy lata, to pytanie: czy drugie dziecko? kiedy drugie dziecko? – od rodziny raczej „kiedy” niż „czy”. Pojawia się. No i teraz pytanie jest: czy chcemy, czy nie chcemy? Czy co z tym wszystkim? No i ja miałam ostatnio parę miesięcy, że zaczęłam jak to ja – lubię sobie popisać o różnych uczuciach – więc też chciałam poczytać o innych, którzy też mają podobne uczucia i nie znalazłam niemalże nic. Na ratunek przyszedł mi tylko jeden jedyny pan, o dziwo, który właśnie opisał taką sytuację, że ma już jedno dziecko i że zastanawiali się z żoną, czy drugie, czy nie. I ona poszła do biblioteki i wróciła z taką wielką torbą pełną książek na temat jedynaków, na temat rodzeństwa i on zobaczył jedną książkę pod tytułem „One and only” – to jest taka, powiedzmy, biblia na temat jedynactwa – i on zobaczył tę okładkę i mówi: „Zobacz, to znaczy, że my wcale nie musimy!” I tak się ucieszył tym faktem, że właśnie zdecydowali jednak nie mieć tego drugiego dziecka. Dla mnie to było takie odkrywcze, że właśnie nie muszę. Nie muszę mieć drugiego dziecka.
No właśnie, bo widzisz, ja jak cię znam, to dla mnie jesteś taką…
Magnes na małe dziewczynki, tak?
Jak ludzie są „kociary”, to ty jesteś „dzieciarą”. Takie określenie mi przyszło do głowy.
Cudowne. Biorę to!
Miłośniczką dzieci, lubisz dzieci, kochasz dzieci. W sensie ja to tak widzę, bo ja mam skrajne podejście do dzieci. Chodzi o to, że ja jestem zadeklarowaną osobą, która nie przepada za dziećmi i raczej o tym mówię głośnio. Już się nauczyłam, nie mówić tego w drugim zdaniu, jak się przedstawiam, gdyż czasem jest to opatrznie rozumiane. Ponieważ ja nie jestem przeciwnikiem dzieci, natomiast to nie jest totalnie moja bajka. Jak byłam mała, to nigdy nie marzyłam o dzieciach, nie bawiłam się „w dzieci”. Pamiętam nawet, jak miałam sześć lat i byłam w przedszkolu i miałam mieć – mam taki flash, takie wspomnienie – ślub z kolegą z przedszkola i jest ten ślub zaaranżowany, i te dzieci siedzą już w ławkach, i już mamy mieć ten ślub, i w tym momencie ktoś mówi, czy ten chłopak mi daje taką lalkę, która mówi: „Mama”. I mówi: „Pójdziesz z tą lalką do tego ślubu”, a ja mówię: „ Nie ma mowy, nie idę z tą lalką!” i ślubu nie ma. No, do dziś trochę żałuję – lubiłam tego chłopaka, ale jednak to jakoś w taki być może anegdotyczny sposób, ale przedstawia mój punkt widzenia na dzieci. Może ktoś, kto mnie znał w dzieciństwie, pamięta, jak tam chodziłam, woziłam lalki, ale raczej bawiłam się w nauczycielkę, fryzury im robiłam, ubrania, ale nie miałam tego takiego marzenia, żeby mieć bobaska. Mam też młodszą o sześć lat siostrę, więc ona była tak naprawdę tym bobaskiem, więc znam cienie tego bobaska, który po prostu wtargnął w twoje życie, zabrał ci wszystkie zabawki, rodziców i tak dalej. Trochę się śmieję teraz – jak moja siostra tego słucha, to nie mówię tego przeciwko tobie. W każdym razie to wszystko mi się składa na taki bardzo jasny obraz tego, że ja w stu procentach rozumiem ludzi, którzy nie chcą mieć dzieci, nie muszą mieć dzieci. Mam też w rodzinie nawet – siostra mojego taty nie ma męża ani dzieci i wyrosłam w takim przekonaniu, że możesz wybrać tak, a możesz wybrać tak. To było też dla niej takie bardzo jasne zawsze, że ona nie ma dzieci. Więc zawsze – wracające po tej długiej dygresji do ciebie – miałam takie wrażenie, że ty bardzo chcesz, ale wchodzą te racjonalne tutaj argumenty. Wiesz, ja nie chcę tu wchodzić zbyt głęboko w takie bardzo osobiste twoje tematy, bo jednak przyglądamy się temu, ale ja mam wrażenie, że oczywiście w tym temacie może być dużo bolących miejsc dla każdego z nas.
Masz rację, że jeżeli chodzi o decyzję o drugim dziecku, to zaczęło się… Przy drugim dziecku dopiero zaczęłam myśleć racjonalnie. Bo przy pierwszym dziecku to był taki impuls – tak, chcę mieć dziecko. Nie było w ogóle dyskusji, czy damy radę, czy pieniądze, czy fizycznie, czy psychicznie. W ogóle to było na jakimś piętnastym miejscu w myślach. Pierwsze było to chcenie tego dziecka. Więc to się zdarzyło. Ale przy drugim dziecku zaczęły pojawiać się te myśli typu: no, mam problem z plecami, więc jak ja to dziecko będę nosić; mój mąż często wyjeżdża w delegacje, to właściwie będę samotną matką od poniedziałku do piątku. Nie mamy żadnej rodziny tutaj w pobliżu ani znajomych, którzy chętnie zajmą się dziećmi, więc też pomocy raczej nie mam. Więc zostanę z dwójką sama. I zaczęły pojawiać się takie myśli i stwierdziłam, że to chyba oznacza, że nie powinnam mieć drugiego dziecka, skoro te wątpliwości się pojawiają. Ale ty chyba jesteś z tych osób, które wiedziały od początku, że nie chcą mieć kolejnych dzieci. Tak?
Ja mam taką dziwną sytuację, że ja zawsze wiedziałam, że nie przepadam za dziećmi, ale z drugiej strony zawsze wiedziałam, że chcę mieć rodzinę. Takie dwie sprzeczne informacje. W związku z tym, tak jak obserwuję moje koleżanki, które borykają się z bezpłodnością i muszą podjąć decyzję o tym, czy się decydować na in vitro na przykład, to myślę sobie w takiej sytuacji, że gdybym była postawiona przed taką sytuacją, to byłby dla mnie ogromny dylemat. Bo zaczęłyby się takie momenty, w których może będę żałować, że nie spróbowałam, a może jednak to takie nagle nie możesz, to bardzo chcesz. Nie miałam czegoś takiego, więc w pewnym momencie raczej otworzyłam sobie taką furtkę: ok, to jest ten czas, że mogłabym mieć dziecko, no to spróbujemy, nic na siłę, ale jakby, wiesz, ok. Natomiast w najśmielszych moich snach i koszmarach nie spodziewałam się, że razem z tym przyjdzie jakaś kaskada życiowych katastrof, zmian – po prostu życiowe tornado – że ja zajdę w ciążę. Ja zaszłam w ciążę, jak mój mąż miał bardzo dobre stanowisko w stabilnej pracy, żyliśmy w Warszawie, ja miałam bardzo dobre stanowisko. Po kilku miesiącach musiał zmienić tę pracę, musieliśmy się wyprowadzić z Warszawy, ja musiałam właściwie z dnia na dzień odejść z pracy, w takich niefajnych też okolicznościach. Szukał tej pracy, w pewnym momencie było wiadomo, że jej w Polsce nie dostanie, więc ta wizja tej emigracji nagłej, wylot do Irlandii i jeszcze po tym, jak urodziłam dziecko i sobie myślałam, że ok, już wiemy, że on tę pracę ma, że już będzie dobrze… I taka myśl – to był początek października, sześć lat temu – teraz to już czekam tylko na Boże Narodzenie, wszystko już tak dojdzie do normy, jakoś przeżyjemy tę emigrację. I ta informacja o chorobie mojej mamy, która właściwie była jak taka bomba wrzucona.
Więc dla mnie, powiem tak, zawsze wiedziałam, że to będzie trudność bycie tą mamą i opiekowanie się tym dzieckiem, bo to nie jest mój świat. Natomiast okoliczności sprawiły, że było to ekstremalnie trudne, bo nałożył się wyjazd, nałożyła się żałoba, niespodziewana śmierć, bycie też w Irlandii – no, moja teściowa też mi pomagała, tu muszę powiedzieć – ale jednak w takiej prawie że samotności, bo nie miałam przyjaciół. Tak że po tym wiedziałam już na pewno, że to nie jest mój świat i nie będę się już na to drugie dziecko jakoś tam porywać w swojej takiej myśli z tyłu głowy, że może ta rodzina to jednak są dwa plus dwa. Bo mam też taki obraz rodziny. Nawet mam takie ostatnio – bo moi rodzice już nie żyją – ale ostatnio wokoło wyborów, obserwuję Kasię Tusk, ty Kasi Tusk nie znasz – ale miałam taki błysk, jak ona pokazała, jak oni całą rodziną, dziadzia po prostu, ten nasz znany pan premier były, i jej mama, i jej dziecko, i ten pies, i wszyscy tacy na takim pięknym obrazku sobie jedzą lody w Gdyni-Orłowo… I miałam takie ukłucie i taką myśl, że to jest ta rodzina, która mi się całe życie marzyła. Ona oczywiście już się nigdy nie zrealizuje, natomiast to też mi pokazało, jakie przekonania siedzą w głowie.
Właśnie jak tak opowiadasz, to myślę, że mamy taki rozdźwięk między tymi marzeniami, które są w głowie, tymi wyobrażeniami, jak nasze rodziny miały wyglądać, a tym jaka jest rzeczywistość i jakie możliwości nam daje ta rzeczywistość. Ja miałam taką trudność właśnie w tym, że ja tego sobie tak nie wyobrażałam, miałam taką wręcz złość w sobie, ale jak to, mieliśmy być w tym razem, mój mąż miał nie wyjeżdżać w ciągu tygodnia gdzieś, miał być tutaj z nami, ja miałam mieć więcej niż jedno dziecko. I tak nie miało być. Ale z drugiej strony jest jak jest i musiałam przejść taką swoistą żałobę po tym marzeniu… Tak jak ty po rodzinie Tusk, że to się nie zdarzy, że ok. Rozpoznać to, że to jest moje marzenie albo jakieś wyobrażenie może. Bo to nie jest tak, że muszę tu trochę to rozdzielić. Bo jeżeli to byłoby marzenie, które chcę spełnić, to pewnie stanęłabym na rzęsach, żeby to zrobić, ale to jest wyobrażenie o tym, jak to powinno wyglądać, a właśnie tym, jaka jest rzeczywistość i co ja mogę z tym wszystkim zrobić.
Właśnie. Bo mówimy o takim wypowiedzeniu na głos tego obrazka, który siedzi nam w głowie, w szufladce pod tytułem „Moje życie rodzinne, jak będę dorosła”. I nagle właśnie ta rzeczywistość nas, powiedzmy, trzydziestoparoletnich, jest na ten moment ukształtowana przez serię wyborów, które też były takie mniej lub bardziej świadome i robione poprzez też nasze wybory dotyczące kariery na przykład – czy u ciebie twojej, czy u mnie na ten moment kariery mojego męża. Natomiast właśnie nagle człowiek mierzy się z tym, co ma w tej swojej szufladce kulturowej, że ten obraz został zasiany wiele, wiele lat temu, że teraz my możemy racjonalnie ze sobą rozmawiać: „Hej, jesteśmy feministkami!” Trochę się śmieję, bo ja jestem taką, powiedzmy, feministką – najbliżej mi do tego, co robiła Matka Polka Feministka, czyli to było gdzieś połączone. Ale chodzi o to, że my jesteśmy niezależne, my idziemy z duchem czasu, my czytamy te wszystkie książki, my widzimy te inne obrazy, my jesteśmy za równością, wolnością, za tym, żeby człowiek miał swój wybór, a jednak w tej głowie siedzi – nawet bym nie chciała, żeby z tej audycji zostało to, że ja marzę o rodzinie Tusk. Dla mnie to będzie marzenie o rodzinie jak z reklamy kawy Jacobs na święta.
Ooo…
Ja w moherowym sweterku…
Właśnie myślałam o tym swetrze😊
Ze wstążką we włosach. Moje dziecko w pięknej sukni gra na pianinie. Po prostu cała wielopokoleniowa rodzina, wszyscy tak pięknie ubrani śpiewamy kolędy…
A wiesz, że ja jako dziecko nie miałam wyobrażenia, jak będzie wyglądać moja rodzina. Ja sobie wyobrażałam, że jestem sierotą😊 Ale myślę, że ja niosłam w sobie jakieś tam kalki społeczne, typu że właśnie dwa plus dwa albo… Właściwie to nie, bo moją kalką była moja rodzina, gdzie jest trójka dzieci, więc trzy plus dwa. Że może jakiś dom na własność czy tam mieszkanie na własność – bo my w mieszkaniu mieszkaliśmy – więc powtarzałam sobie w głowie to, co moi rodzice sobie stworzyli, nieświadomie wręcz. I tak jak o tym mówisz, o tych decyzjach, to do mnie dotarło dopiero niedawno – mam trzydzieści siedem lat – lepiej późno niż wcale, że właśnie ja teraz zbieram owoce tych decyzji sprzed iluś tam lat. Że to, że ja podjęłam taką, a nie inną decyzję, żeby zostać grafikiem od muzeów, albo że mój mąż ma taką, a nie inną pracę, że to oznacza – on podjął tę decyzję beze mnie ileś tam lat temu, a ja podjęłam decyzję, że będę z nim – to wpływa na to, jaką my będziemy mieli rodzinę albo jakie to życie będziemy prowadzić. I to mnie tak uderzyło strasznie.
Jeszcze bym chciała do tego wrócić, do tych kalek, do tego, co widzieliśmy w dzieciństwie, to ja miałam chyba takie dwa światy – ten mój absolutnie niedoskonały świat, w którym żyłam i w którym nie chciałam zostać, i ten świat wyobrażony, czy to widziany w reklamie kawy Jacobs, czy to widziany w filmach. Teraz nawet jak sobie odpamiętuję – to jest też dygresja – ale jak sobie myślę, myśmy żyły na przełomie, kiedy w latach 90. wszedł kolorowy telewizor do użycia – no, on może wszedł trochę wcześniej – ale ten wybuch tych amerykańskich seriali. Na przykład, sobie teraz odpamiętuję „Dynastię”, którą uwielbiałam oglądać, a która zupełnie nie była kontentem dla dzieci, miałam z siedem, osiem, dziewięć lat i sobie przypominam, że one się tam co odcinek prawie biły między sobą o tego Blake’a Carringtona, że było to tak ekstremalne. Teraz się takich rzeczy… Teraz tak nie oglądam seriali, ty oglądasz, to może mi powiesz…
Nie ma Alexis już😊
Może nadal jest wątek dwóch kobiet, które się szarpią za szmaty, wiesz, za kudły i wrzucają się do basenu. Więc myślę sobie, jak to na mnie wpłynęło, tak naprawdę. Nigdy nie wpadłam w bójkę z kobietą ani z nikim – odpukać – ale że, wiesz, niesiemy to wszystko w tej głowie. Mówi się nawet o tej biologii przekonań, czyli tym, czym nasączyliśmy się w dzieciństwie, co się materializuje właśnie potem, że ta podświadomość ona zawsze zwycięży z tą garstką świadomą, która niby podejmuje decyzje.
To jak mówisz o tym, to mi się przypomina taki serial, tylko nie pamiętam chyba, może to były „Cudowne lata”… To była taka rodzina i mam w głowie teraz obraz ich kuchni – oni mieli dużą kuchnię, tą amerykańską, oczywiście z wielkim stołem – i oni siadali do śniadania razem, zawsze ta mama, tata i ta trójka dzieci. Jedno z tych dzieci miało syndrom Downa i jeszcze pies do tego, i to wszystko w takich ciepłych kolorach, i to słońce wpadające przez szybę i… Och! Aż się chce powtórzyć to…
No właśnie. I to niesiemy, a potem przychodzi rzeczywistość i jakby mamy do wyboru na ten moment, czy chcę na przykład – mówię o takich luksusowych też wyborach – czy chcę się poświęcić mojemu kreatywnemu projektowi. To też jest coś takiego, wiesz, ja lubię eksplorować temat czakr. Ale przecież ta czakra druga ona odpowiada za płodność, za tworzenie, ale też za kreatywność. I twierdzi się w tej metodologii – nazwijmy to tak ładnie – że to jest ta sama energia twórcza, że możesz ją spożytkować na różne formy.
Czyli rodzisz różne rzeczy.
Tak. Nawet ostatnio sobie zapisałam – gdzieś w którymś z newsletterów, czy na Instagramie gdzieś było – takie bardzo trafne pytanie: „Co chcesz wnieść do życia?” Czyli, czemu chcesz dać teraz życie. I żeby myśleć o projektach nawet w ten sposób, żeby podejmować te decyzje, co chcesz urodzić, na co chcesz ten czas poświęcić, co chcesz, żeby zaistniało w tej rzeczywistości.
Tak sobie myślę jeszcze o tej rzeczywistości, która nas tam uderza. Ja miałam też taki moment, że czułam się trochę winna i trochę wstydziłam się nawet tego, że jakby nie mogę spełnić tego oczekiwania na to drugie dziecko, na większą rodzinę, że ja jestem, nie czuję się nawet w stanie tego zrobić. Miałam coś takiego – to pewnie też jest wpływ społeczeństwa, bo akurat mieszkam w Bawarii na przedmieściach Monachium, gdzie to jest miejsce specyficzne, bo mieszka tu dość dużo młodych rodzin i takich ludzi, których stać na kupno domu, tutaj to są rzeczy dość drogie, to są ludzie bogaci, mają właśnie te domy i jest taka teraz tendencja na duże rodziny. I właśnie prawie każda z moich sąsiadek, tudzież znajomych z przedszkola mojej córki, albo była w ciąży z drugim dzieckiem, albo z trzecim, w planach mieli czwórki i ja byłam jakby w jednym pomieszczeniu z tymi ludźmi i słuchałam ich planów na życie i się czułam taka coraz mniejsza i mniejsza, bo miałam wrażenie, że ja nie jestem w stanie wypełnić tego planu, że ja w jakiś sposób nie dałam rady. I to też dość dużo czasu potrzebowałam, żeby z tym dojść do punktu dziennego, żeby się czuć ok z tym.
Że tak jakby nie pasujesz też. Ja to zawsze patrzę na taką sytuację – bo ja też miewam takie sytuacje, może tu nie jestem jakoś zbratana z sąsiadami, chociaż oni ten wylegają z tymi dziećmi na to podwórko, kiszą się w tym dziecięcym sosie, brzydko mówiąc. Widzisz, ja mam takie podejście, być może ono mnie broni też przed wpakowaniem się w kłopoty, cokolwiek, natomiast mam je od dawien dawna, więc nie wyzbywam się go, bo mi ono nawet służy. Ale zawsze jak jestem w takim otoczeniu, takim rodzinno, rodzinno, rodzinnym, nawet dla mnie były wyjątkowo niekomfortowe takie momenty spotkań w przedszkolu, ja strasznie tego nie lubiłam, bo miałam wrażenie, że to są te momenty, w których właśnie mamy tę powinność bycia tymi matkami i teraz rozpływać się w tych tematach i tak być zaangażowanym, a mnie to po prostu nudzi. Nie mam tych marzeń, właśnie, wiesz, nie mam tej potrzeby rozmawiać o tym, gdzie, jakie nieruchomości, za ile – to są dla mnie abstrakcyjne tematy. Więc ja sobie w tym przedszkolu dosłownie wyłowiłam kilka osób, naprawdę prawdziwe brylanty, z jedną moją osobą zarezonowały, jak się okazało, że oglądamy Marie Forleo i już tam gdzieś zeszłyśmy na te właśnie tematy. Mam też taką koleżankę, która jest bardzo rodzinna, ale lubię też to jej podejście, bo w takim momencie, kiedy na przykład są te dwie nasze rodziny, to to nie jest takie przytłoczone, tylko się trochę – mam ten moment mojej reklamy kawy Jacobs na swoje możliwości, a jednocześnie nie mam poczucia, że to musi być mój jedyny słuszny wybór. Wracamy do swoich domów i jest ok.
No, mi brakuje tej właśnie narracji, tego opowiadania o tym, jak jest. Jak ci jest z tą decyzją. Chciałam usłyszeć od dziewczyn, które mają dwójkę dzieci, jak im jest z tą decyzją, jak podejmowały tę decyzję – czy właśnie od razu wiedziały, a jeszcze bardziej bym chciała usłyszeć od dziewczyn, które nie od razu wiedziały i się zdecydowały później albo po długim zastanawianiu się.
Ja bym też chciała, żeby odezwały się dziewczyny, które zdecydowały, że nie chcą mieć tego drugiego dziecka.
Oczywiście! Zwłaszcza te, które mają już starsze dzieci, chciałabym usłyszeć. Chociaż uwielbiam rozmawiać z dziewczynami, które są same jedynaczkami…
Tak?
Tak. Uwielbiam rozmawiać, bo mnie to uspokaja.
A widzisz. Bo na przykład mój mąż jest jedynakiem i mam wrażenie, że – zresztą w naszej parze to on był osobą, która była tym motorem napędowym, żebyśmy mieli dziecko, gdyż nie chciał, żebyśmy byli starymi rodzicami, brzydko mówiąc. Ja nie mam nic przeciwko temu. Mieszkamy w takim miejscu, gdzie to jest często standard, nie wiem, czy u ciebie, ale u mnie w przedszkolu ja byłam jedną z najmłodszych osób, mam koleżanki, które… Fakt, to często nie ich pierwsze dzieci do tego przedszkola przychodziły, ale czułam się najmłodsza, więc to jest… Jeszcze wyglądam młodo, więc zawsze miałam kompleks, że wyglądam na taką Polkę, co zaszła w ciążę od razu bez ambicji…
Na emigracji jeszcze😊
I tylko o tych dzieciach myśli. A to nie ja. Ale właśnie à propos jedynaków – mój mąż jest jedynakiem i chyba miał tak z tyłu głowy, że fajnie byłoby mieć rodzeństwo chociaż dla naszej córki. Ale jak zobaczył, jak wygląda ta rzeczywistość, ile to energii trzeba, jaki to jest focus. Też umówmy się – mam wrażenie, że my osobiście inaczej podchodzimy do dzieci, niż nasi rodzice podchodzili. W takim sensie, że naprawdę jest ten focus na to dziecko i naprawdę ono jest gwiazdą pierwszego planu przez te ostatnie lata w domu i taka myśl, na ile jesteś w stanie tyle energii poświęcić, jak jest dwójka. Ale mam też tutaj znajomą, która jest jedynaczką i ona na przykład podjęła decyzję, żeby mieć drugie dziecko bardzo szybko. Bardzo jej na tym zależało.
Tak sobie myślę właśnie, że co mi pomogło podjąć tę decyzję, że jednak nie – przynajmniej na teraz – było to, że zaczęłam się zastanawiać właściwie, czego ja potrzebuję, jakim ja człowiekiem jestem. Ty też jesteś wysoko wrażliwa, obie potrzebujemy dość dużo spokoju, potrzebuję pójść do lasu, żeby zdjąć ten stres z siebie, mam stresującą pracę. Ostatnio czytałam na Instagramie coś, co mnie bardzo uderzyło, dużo dziewczyn pisało – nie pamiętam, o czym był post – ale dużo dziewczyn pisało: ja lubię, jak jest wokół mnie chaos, jak się dużo wokół mnie dzieje. I ja tak pomyślałam: a ja nie! I te dziewczyny pisały, to było w kontekście bycia z dziećmi na kwarantannie, że im to nie przeszkadzało, czy jakoś tak, ale jednak nie mogły myśleć w tym czasie… I tak pomyślałam: no, ja tak nie mogę. Ja żeby nie zwariować, to potrzebuję czasu, spokoju. I na przykład bardzo lubię ten czas z moją córką i spędzać razem te popołudnia, ale jak sobie myślę, że miałabym to robić z większą ilością dzieci, to mi wystarczą te dwie godziny, kiedy zapraszamy jej koleżanki i coś robimy razem, ale cieszę się, jak te dzieci idą już do domu i zostajemy tylko we dwie.
Plus my mamy ten talent indywidualizacja obie gdzieś wysoko chyba, nie? Ty masz?
Chyba nie mam. Tak mi się wydaje.
Ona jest właśnie o tym, że potrzebujesz takiego „jeden na jeden” kontaktu z człowiekiem, że zawsze skupisz się na osobie, a nie na grupie.
To nie mam.
Nie? No ja go mam gdzieś tam wysoko. Nie wiem, czy to się jakoś łączy. Nie wiem, czy może ktoś go ma albo nie ma, a ma piątkę dzieci i może się na każdym dziecku skupić. Jak się czujesz z tą rozmową? Czy ona jakoś tam zahaczyła o wątki, które były ci potrzebne? Czy jest jeszcze coś, co byś chciała poruszyć?
Na pewno chciałabym, abyśmy więcej na ten temat rozmawiały jako kobiety i nie podstawiały jedna drugiej nogi do potknięcia się. Bo mam wrażenie takie, że przez to, że nie rozmawiamy i przemilczamy, to presja ciągle rośnie, wciąż rośnie. To, że mówiłaś, że nasze mamy, nasze babcie inaczej musiały czy wychowywały swoje dzieci. Inaczej się wtedy traktowało dzieci. I chyba o tym też zapominamy, jak bardzo to na nas wpływa. Ja mam na przykład potrzebę głębokiego kontaktu z drugim człowiekiem, włączając w to moje dziecko, i mnie męczy na przykład, jeżeli jestem w takim gronie większym i jakby nie mogę wtedy wejść w te relacje bliższe z jednym, tylko muszę się cały czas przełączać z jednej osoby na drugą. Jak jestem właśnie w takim gronie, gdzie jest więcej dzieci, ja mogę z nimi przez jakiś czas być i coś z nimi robić, ale jestem wypluta potem. Ja nie należę do tych kobiet, które mówią, że jest dobrze, jak jest wokół mnie chaos.
Że emocjonalny multi-tasking to nie jest coś, co się u ciebie sprawdza.
Nie. I mi się wydaje, że przy takich decyzjach to jest właśnie ważne, żeby popatrzeć na siebie, na to, kim człowiek jest, jaki jest i spojrzeć w prawdzie na siebie i uznać tę prawdę. Ja oczywiście mogłabym podjąć tę decyzję na drugie dziecko, trzecie i piąte, ale podejrzewam, że bym się zajechała jako człowiek.
No właśnie, dla mnie jest też ważne to, co mówisz, że taka świadomość siebie i też taka akceptacja tego, co możesz odpuścić, że to wcale nie oznacza jakby, że tobie zależy na zdrowiu psychicznym, fizycznym – to nie jest egoizm, tak? Nie mamy właśnie tego z tyłu głowy, że my jako kobiety jednak musimy się poświęcić, że damy radę. Ja też widzę na przykład, że rozrasta się ten ruch takiego pokazywania macierzyństwa bez lukru. I dla mnie to jest super, jak widzę, jak Ola Żebrowska na przykład na Instagramie pokazuje się, jak tam z trzecim dzieckiem po prostu przy piersi, naokoło chaos, a ona nie miała czasu jeszcze zdjąć turbanu z głowy, tych wymytych włosów. Czy jak inne dziewczyny wysoko wrażliwe pokazują, że pewna doza chaosu, pewna doza brudu – nie musisz mieć zawsze czysto. I ja sobie myślę: to jest dla mnie ok i fajne jak ktoś to widzi i z niego schodzi to ciśnienie tej perfekcji, tego że musi, ale myślę sobie, że nie chcę, żeby to był dla mnie sygnał, że muszę mieć to drugie dziecko i pakować się w ten chaos, który dla mnie, tak samo jak dla ciebie, jak powiedziałaś, jest po prostu zabójczy. I to nie jest kwestia perfekcjonizmu.
Dlatego dla mnie jest takie ważne wypowiedzenie o tej wysokiej wrażliwości, bo ona też tłumaczy pewne nasze nietolerancje pewnych rzeczy. W przypadku pokarmu ludzie są ok – zresztą sama wiesz, ja nie uznaję nietolerancji na pewne rzeczy, wyszła niespójność, no ale pozwolę sobie na nią – w każdym razie wysoko wrażliwe osoby mają tę nietolerancję na ten chaos, na ten bałagan. I to nie chodzi o to, że za wszelką cenę mają z tą ścierą po prostu latać, tylko mogą zaakceptować, że na przykład, jeśli mają ten wybór, nie muszą mieć wielodzietnej rodziny i brać sobie tego na głowę. Jeśli nie mają zaplecza finansowo-logistycznego w danym miejscu. To oczywiście boli, no bo to, co powiedziałaś, konfrontowanie się z ludźmi, którzy to mają albo mają tę tolerancję, jest jakoś smutne, jeśli było to naszym marzeniem. Ale z drugiej strony myślę sobie właśnie, że takie bycie ze sobą ok, akceptowanie tego, kim się jest.
To jest piękne zdanie na zakończenie.
Słuchaj, dziękuję ci bardzo za tę rozmowę i ja też jestem za tym, żeby ona była początkiem jakiejś szerszej rozmowy.
Ja chętnie do tego wrócę. Jeżeli dziewczyny odpowiedzą i będą miały ochotę się czymś podzielić albo chciałyby jeszcze zadać jakieś pytania, to oczywiście możemy do tego wrócić. Nadal nad tym pracuję.
Dzięki serdeczne. Do usłyszenia!
Dzięki! Pa!
Dziękuję Ci serdecznie za wysłuchanie dzisiejszej rozmowy. Jeśli masz ochotę podzielić się swoimi przemyśleniami możesz to zrobić na kilka sposobów:
– możesz zostawić komentarz na stronie odcinka
– możesz napisać do nas bezpośrednio przez Instagram lub tam zostawić komentarz. Konto audycji Tam też jest post odnoszący się do tego odcinka i znajdziesz odnośniki do naszych prywatnych kont, gdzie poruszamy także ten temat moje konto to agnieszka___piekarska, a Kasi to kasiawarpas.
Na sam koniec jak zawsze zachęcam Cię też do zasubskrybowania audycji tam gdzie słuchasz oraz do zapisania się na newsletter audycji. W dzień premiery wysyłam mailowe powiadomienia o nowych odcinkach, a czasem mam dla Was też miłe niespodzianki.
Jeśli masz ochotę podziel się tym odcinkiem choć z jedną osobą. Być może będzie to dobry pretekst do rozmowy na ten temat?
Życzę Ci dobrego i spokojnego czasu.
Do usłyszenia.
Zostaw Komentarz