Pobierz transkrypcję w formacie PDF TU Posłuchaj odcinka TU | Przeczytaj całą rozmowę poniżej |
Witam Cię bardzo serdecznie i zapraszam na trzecią i ostatnią część rozmowy z Małgosią Budzich z Odnawialni.
W końcu docieramy do wątku zero waste, który pojawia się już w tytule pierwszej części. Z jednej strony to jest bardzo luźna rozmowa na ten temat, jednak bardzo mi na tym zależało, aby właśnie w taki życiowy, spokojny, ale jednocześnie pełen ciekawości i otwartości sposób ten temat potraktować.
Małgosia jest zaangażowana nie tylko ze względu na Odnawialnię i to, że profesjonalnie zajmuje się renowacją starych mebli w zero waste, ale tak jak usłyszysz ten temat przenika jej życie i działalność na różnych płaszczyznach.
Ja od jakiegoś czasu zwracam większą uwagę na temat odpadów, rozumianych bardzo szeroko.
I właśnie w taki szeroki sposób ujmujemy ten temat zauważając, że zero waste przenika nasze życia i różne jego rejony od mebli, poprzez śmieci, zakupy internetowe, po ubrania, poprzez podróże czy nawet dane, które tworzymy i gromadzimy.
Zastanawiamy się wspólnie na ile każdy z nas z osobna możne coś dobrego wnieść w tym temacie, jak można przekonać ludzi, że temat ma realny wpływ na środowisko, a co za tym idzie na przyszłość naszej planety, czyli mówiąc bardzo dobitnie miejsca, w których na co dzień żyjemy, nie mówiąc już o powietrzu, którym przecież oddychamy.
W tym odcinku zahaczamy też mocno o temat świadomości i umiaru bo to nam się bardzo łączy z tematem zero waste.
Pod koniec rozmowy pytam jeszcze Małgosię o plany związane z rozwojem Odnawialni. I ta końcówka przynosi jeszcze kilka niezwykle ciekawych myśli, które mam nadzieję, postawią taką fajną klamrę z pierwszym odcinkiem, w którym mówiłyśmy o zmianie zawodu. Znów wracamy do przekonań dotyczących ścieżki zawodowej zwłaszcza w kontekście wrażliwych i inteligentnych osób.
W tej rozmowie jest też sporo śmiechu, parę żartów, kilka anegdot z życia wziętych. Mam nadzieję, że będziesz się z nami dobrze bawić.
Jak zawsze po wysłuchaniu tej rozmowy zapraszam Cię serdecznie na stronę gdzie znajdziesz notatki oraz transkrypcję tego odcinka, za której wykonanie serdecznie dziękuję Agacie Podsiadły. Już teraz zachęcam Cię do zostawienia komentarza na stronie lub na Instagramie.
A teraz już zapraszam Cię do wysłuchania tego odcinka.
Cześć, Gosia.
Cześć.
Poruszymy ten wątek zero waste, ponieważ trochę o tym mówiłaś i dla mnie to jest też ważne, dlatego że kiedy już odnowiłam te meble i – tu się przyznam bardzo szczerze – to nagle miałam taki przebłysk świadomości, wiesz. Tak spojrzałam na te krzesła, które dostałam od koleżanki, na ten domek, który dostałam od drugiej koleżanki – wiesz, w dobrej wierze to dostałam – one pytały, czy ja to chcę, czy to wyrzucić, i ja tak się rzuciłam wtedy na to, i to stało u mnie dwa, trzy lata zanim ja się tak naprawdę zabrałam za odnowienie. Miałam nagle taki przebłysk świadomości, taką myśl: ale dlaczego ja wzięłam od ludzi śmieci? Tak szczerze, nazwijmy rzeczy po imieniu.
Jestem teraz na Instagramie, można powiedzieć, obracam się w pewnych kręgach, więc to jest całkiem cool takie odnawianie, bo właśnie podpisuję się pod ten ruch zero waste i jakby nie chcę go absolutnie marginalizować czy obśmiewać, bo uważam, że jest ważnym ruchem, ale trochę – tak jak rozmawiałam w jednym z poprzednich odcinków z Małgosią Ziębą o takim szczerym przyjrzeniu się tematowi samoakceptacji, ciałopozytywności – tak tutaj z tobą chciałam trochę porozmawiać o tym zero waste. Tak spojrzenia na to bardziej zdroworozsądkowo właśnie, bo mam wrażenie, że tutaj też trochę jest tak, że balansujemy ciągle my, Polacy, na takim przekonaniu, że stare to biedne.
Tak, to się na pewno ciągnie za nami trochę przeszłość i PRL. Na przykład moja mama w życiu nie postawiłaby w domu starych mebli, bo jej się to źle kojarzy. Kojarzy jej się to z czasem niedostatku, biedy i ona wszystko, powiedzmy w tych latach 90., wyrzuciła i namawiała też do tego babcię czy innych członków rodziny. Dla nich to było synonimem tej właśnie biedy, kiedy nie było dostępu do nowych rzeczy, tego wyboru, który mamy dzisiaj w sklepach. Na pewno jest spora grupa ludzi, która myśli podobnie, niekoniecznie musi to też być starsze pokolenie, ale to mogą być też młode osoby, które z kolei mają taką obsesję na punkcie czystości i higieny, tak to nazwijmy. Bo stare się kojarzy, że to nie wiadomo, gdzie stało, bo jakieś robaki w środku, a jeszcze jak mają dziurki w drewnie, to na pewno jest tam mnóstwo korników, jak to ludzie mówią – chociaż to są drewnojady, bo korniki żerują na żywych drzewach – i oni tego nie wstawią do domu. Albo tapicerka, tapicerowane meble – tam to w ogóle już jest siedlisko zgnilizny i zła pod tą tapicerką.
Różne rzeczy mogą być… Sama miałam różne doświadczenia.
To prawda. Ale to trzeba pokonać w sobie tę barierę. Dla mnie to jest trochę jak opieka nad starszymi ludźmi – może tak zabrzmi to trochę brutalnie – ale też jakby opiekujemy się starszymi ludźmi, pokonujemy w sobie barierę obrzydzenia, bo to są nasi bliscy, a też przecież są różne historie związane z opieką nad chorym człowiekiem. Dla mnie to jest tak, że trochę z miłością trzeba podejść, ale to jest jakby moje osobiste podejście, gdzie ja nie mam z tym problemu, żeby się pozbyć jakiejś brudnej części na tym meblu, wyczyścić go, umyć, zerwać starą tapicerkę i przygotować ten mebel do dalszej obróbki, bo ja wiem, że on będzie piękny i będzie czysty. Natomiast ten ruch zero waste on się przejawia w różnych aspektach, bo to nie tylko meble. Mamy też przecież bardzo silny ruch ubrań z drugiej ręki i dużo osób otwarcie mówi, że kupuje w ciucholandach ubrania, że odchodzi od kupowania w sieciówkach, bo przemysł tekstylny to jest największe zło, jeżeli chodzi o zanieczyszczenie środowiska, najwięcej wody zużywa, chemii i też oczywiście praca w tych wszystkich krajach biednych w Azji, więc jest ileś tam aspektów takich etycznych.
No i mamy też ruch zero waste w jedzeniu, że marnujemy dużo jedzenia. Teraz też powstają takie książki czy akcje, żeby przetwarzać jedzenie, żeby nawet natkę od marchewki zużywać, robić z niej pesto, czy od rzodkiewki. Żeby tak zarządzać lodówką, żeby jak najmniej wyrzucać jedzenia, robić takie potrawy z tak zwanych zalegających resztek, czy dzielić się jedzeniem, jeżeli mamy tego za dużo. Więc ja się podpisuję pod wszystkimi tymi ruchami i wszystko to tak naprawdę stosuję u siebie w domu. Natomiast zastanawiam się, jak można by było ludzi do tego bardziej przekonać.
No ja mam jakąś tam misję przez te meble, żeby zachęcać, pokazywać, że: zobacz, to było brzydkie, chciałaś to wyrzucić, a można temu nadać drugie życie i zostawić. No bo te gabaryty, to jest olbrzymi problem. Jak tak się przejedzie w dniu wywózki gabarytów po miejscowościach, no to na tych wystawkach stoi naprawdę mnóstwo starych mebli i cieszę się, że przynajmniej w Warszawie jest już ten ruch „Uwaga, śmieciarka jedzie!”, gdzie ludzie informują się nawzajem, wrzucają na Facebooku w tej grupie, że: zobaczcie, tu stoi wystawka i są jakieś fajne meble, może ktoś przyjedzie. I rzeczywiście ludzie potrafią jechać z drugiego końca miasta i te meble znikają z tych wystawek, więc fajnie jakby to się rozlało ogólnie jak najszerzej nie tylko może w większych miastach, tylko też może w mniejszych, żeby ta świadomość rosła.
Natomiast kiedyś miałam takie spotkanie w Urzędzie Miasta właśnie z takim wydziałem, który zajmuje się gospodarką odpadową w Warszawie, bo rozmawialiśmy o jakimś tam wspólnym pomyśle na projekt, ale okazało się, że on jest niemożliwy do zrealizowania, bo nasze przepisy nie pozwalają traktować – jak coś już będzie odpadem, to my tego odpadu nie możemy przejąć. Bo mamy coś takiego, że jak jeździ śmieciarka i zabiera, powiedzmy, te meble i ty byś podeszła do tego śmieciarza, to jest duża szansa, że on ci powie, że on ci tego nie da, bo to już zostało zaewidencjonowane jako gabaryt. I tak samo nie można pojechać do PSZOK-u, bo mamy takie centralne punkty, gdzie są zbierane te gabaryty i pójść i powiedzieć: czy ja mogę się rozejrzeć po tych gabarytach, bo tu widzę, że fajny mebel stoi? To tam już ci w ogóle nie dadzą, bo jak coś wjedzie na teren PSZOK-u, to oni to ważą i to się robi już z tego gabaryt, odpad i podlega określonym przepisom i ty nie możesz go dostać.
To już jest tylko i wyłącznie na wysypisko?
Tak, do przetworzenia lub do jakiegoś dalszego zniszczenia. Bo myśmy myśleli o otwarciu takich punktów, żeby przy PSZOK-ach ludzie przynosili te meble i oddawali, czy nawet za jakieś tam drobne pieniądze sprzedawali, ale żeby można było jakby to przekazać do dalszego handlu. No bo ileś mebli trafia bezpowrotnie do zniszczenia, bo ktoś o tym nie wie i nawet byłby zainteresowany, żeby przejąć jakieś tam meble, tylko ma problem, bo po pierwsze nie wiedział, nie widział i to już poszło w świat – więc brakuje takiego wsparcie. A wiem, że w innych krajach są takie rozwiązania i podobno Wiedeń ma taki właśnie system, że mają cztery takie punkty, do których ludzie przynoszą rzeczy, one są skategoryzowane: meble, elektronika, jakieś właśnie urządzenia, ubrania i oni mają tam zespoły, które naprawiają te rzeczy i jakby oceniają, czy one się nadają do sprzedaży. I te punkty to są takie po prostu sklepy, coś à la komisy, sklepy z drugiej ręki, gdzie ty możesz sobie iść tam i wybrać te meble. Ale tym zarządza właśnie miasto, że oni po prostu część rzeczy odsiewają z tych gabarytów i przekazują do sklepów – albo oni właśnie, albo te ich służby odpadowe, albo ludzie sami bezpośrednio. Tak samo jest podobno w Skandynawii. Ja na przykład ubolewam nad tym, że u nas nie ma takich rozwiązań. Chociaż pojawiła się ostatnio taka Fundacja Habitat, która otworzyła pierwszy taki sklep w Warszawie.
To jest to, co pokazywałaś ostatnio na Instagramie?
Tak, dokładnie. I ona właśnie, ta fundacja, przyjmuje darowizny. Jak masz do pozbycia się jakieś meble, możesz do nich zadzwonić i oni zorganizują transport. Nie wszystko też przyjmują, bo wiadomo niektórzy chcą się pozbyć… Oni przyjmują takie rzeczy, które potem mogą sprzedać, no i też mają ograniczoną powierzchnię magazynową, ale to jest taka idea, że oni przyjmą to za darmo, odbiorą od ciebie i sprzedadzą, a pieniądze idą na utrzymanie tej fundacji oraz na ich działalność edukacyjną. Bo oni też prowadzą zajęcia edukacyjne związane z recyklingiem, ruchem zero waste, odnawianiem mebli. Myślę, że to jest taki fajny zalążek, który może kiedyś się rozwinie w jakieś inne działania.
Oni właśnie mają tę wiedzę, której pewnie my często nie mamy, przynajmniej ja jak o sobie myślę, ponieważ ja się na tym nie znam, to nie wiem, czy to może się komuś podobać, czy to może być naprawione. Właśnie o to chodzi, że dla mnie na przykład taką rewolucją była ta twoja książka, bo ona pierwszy raz mi pokazała, że ja z tymi starymi rzeczami realnie mogę coś zrobić. Bo w momencie jak się na tym nie znam, no to jakby się nie znam, no to tak samo jak, nie wiem, zepsuł mi się zamek w spodniach i OK nie wyrzucam spodni, naprawiam, jak one są dobre…
Natomiast też przyznam się, że dla mnie temat w ogóle tego zero waste i tego tematu właśnie odzieży, o którym mówisz – teraz czytam książkę Joanny Glogazy z „Slow fashion”. To jest bardzo dobra książka, naprawdę. Gdzie ja nigdy nie wnikałam w te tematy, bo ja bardzo muszę powiedzieć właśnie gdzieś mentalnie byłam ciągle w tych, nazwijmy to, latach 90. i w tym takim myśleniu: stare to biedne. Że jakby stać mnie, co ja tu będę szła do krawcowej albo się pociła i odmalowywała. I trochę te moje krzesła były dla mnie takim punktem, gdzie mi się odbiło to przekonanie, mogłam je zobaczyć i właśnie sobie gdzieś je przyporządkować, że to nie ma sensu, bo jesteśmy tak zalewani tymi śmieciami, tym wszystkim, że właśnie to, co być może część ludzi z tym ruchem zero waste mogłaby nazwać, mieliśmy to w PRL-u, wszystko się przetwarzało, nie mieliśmy innej opcji, tak teraz jest to jakaś fajna nazwa, czy zarażanie taką ideą młodych ludzi właśnie po to, żeby to jakoś do zdrowszej równowagi doszło. Przed nagraniem rozmawiałyśmy trochę o tym, bo mówiłaś, że jak ty na to patrzysz, to często jest problemem to, że ludzie nie mają takiego poczucia, że sami oni jedni swoim działaniem mogą wpłynąć na zmianę.
Tak, to jest bardzo częsty argument, jaki podnoszą ludzie, jak się rozmawia na ten temat sortowania śmieci. Ja byłam zaskoczona, ile osób wciąż nie sortuje śmieci. Wydaje mi się, że już od kilku lat jest o tym mowa w Polsce, w Unii Europejskiej tak samo, zaostrzają się te przepisy, podnoszą się opłaty, a ludzie i tak uważają, że nie ma sensu sortować śmieci. Po pierwsze mówią, że dlatego, że nie chce im się, bo to trzeba mieć ileś tych pojemników, trzeba zmienić organizację w domu i tak dalej. No to jest wysiłek – nie chce mi się tego robić, to ja już wolę dopłacić i niech oni zabierają wszystkie te śmieci w jednym. To jest jakby jeden. A drugi to właśnie bardzo często są takie bzdety powtarzane, że no oni i tak wszystko pakują do jednej śmieciarki. To jest nieprawda! Ja wielokrotnie obserwowałam – przecież ja mam śmieci pod samym domem, jak wystawiam i widzę często jak przyjeżdża śmieciarka osobno po szkło. A jak przyjeżdża śmieciarka po odpady sortowane, czyli po plastik i papier, to mają dwa osobne kontenery i do jednego ładują niebieski worek, a do drugiego żółty worek. I to jest już na etapie zbierania dzielone na właściwe frakcje. W innych dniach przyjeżdżała po bio. To jest to wszystko przynajmniej w Warszawie ta firma, która obsługuje, to ma już to zorganizowane.
Ja wiem, że te przepisy tam dopiero od niedawna wymagają sortowania na pięć frakcji, a w Warszawie wprowadzono je już rok wcześniej, bo najpierw była taka możliwość nieobowiązkowa dla gmin, a teraz jest już to obowiązkowe. Niektórzy dopiero teraz się uczę tego sortowania na te pięć frakcji. Natomiast my już to przerabiamy drugi rok, no i uważam, że to super system. Ja teraz dążę do tego, żeby zminimalizować liczbę tych worków. Jak zaczęliśmy sortować te plastiki, potrafiłam – u nas raz w miesiącu odbierają – mieć pięć, sześć worków. Teraz zeszliśmy do dwóch worków. Ja też trochę zmieniłam zasady składowania tych śmieci w domu, że też one się bardziej kompresują w tych workach, no i też zwracam uwagę, żeby jednak kupować mniej tego plastiku.
No ale też, nie oszukujmy się, to jest kolejny wysiłek, jaki trzeba włożyć, żeby robić zakupy bez opakowań. Pomijam te worki foliowe – raczej ich nie biorę w sklepach i też nie kupuję reklamówek, staram się mieć swoje torby. Ale też mamy całą masę opakowań, które po prostu musimy kupić razem z produktem. No albo też zamawianie przez Internet – to, co ty pokazywałeś, chyba lakier zamawiałaś do paznokci i przyszedł w jakimś gigantyczny karton. Więc ja też dużo zamawiam przez Internet i po prostu jestem w szoku, jak źle są pakowane te rzeczy.
Tak. Powiem ci, że to – nawet odsyłam do mnie na profil na Instagramie, to jest w zapisanej relacji, nazywa się „Paczka Dziwaczka”. Tak że znajdziecie tam pod tym tytułem, bardzo wymownym, gdzie trzy lakiery do paznokci otrzymałam w takim kartonie, w którym zmieściłyby się chyba dwa kartony z butami, takimi półbutami, i nawet to było jeszcze w punkcie takim do odbioru. Wysłałam mojego męża, w takim kiosku, nazwijmy to, to był szczyt pandemii, więc ten gość w kiosku był po prostu ubrany podobno jak na ebolę, a na tej paczce jeszcze było naklejone: „Uwaga! Materiały wybuchowe!” No bo to były lakiery do paznokci. Więc on po prostu wydawał mu to, jakby on jakąś bombę zamówił. Patrzy na mnie: „Co to jest?” Ja mówię, że nie wiem co to jest, chyba nie to, co zamówiłam. Otwieram, a tam w środku pełno papieru i tam jest koperta jeszcze – w ogóle to było niesamowite – tam była koperta i w tej kopercie były trzy lakiery do paznokci.
O, Matko!
Fajne lakiery – nie mogę powiedzieć.
A zamawiałaś to z Polski?
Nie, właśnie nie. To przyszło… Wiesz co, nie wiem skąd to przyszło, ale lakiery są zrobione w Luksemburgu. Tam musi być jakaś duża rozlewnia lakierów, bo potem zaczęłam zwracać uwagę i dużo mam lakierów zrobionych w Luksemburgu.
Na pewno to wynika z jakichś zarządzeń w firmie, która to pakuje i jej się nie opłaca kupować jakichś małych opakowań, bo coś, albo taniej jest jej wysyłać w takim dużym opakowaniu. Na pewno za tym stoją jakieś względy ekonomiczne firmy czy wygoda i przyzwyczajenie, więc tutaj też jest rola przepisów, żeby zmienić te zasady pakowania. Mi się w ogóle marzy jakiś taki system opakowań, który byłby totalnie zwrotny, że ty możesz opakowania odzyskać i przekazać. Ja wiem, że są różne materiały i wymagają różnego zabezpieczenia, ale ja też wierzę, że to można byłoby ogarnąć. To jest na pewno duże wyzwanie i firma, która zaproponuje taki system opakowań do różnych przedmiotów, który będzie w pełni do wtórnego użytku, to wygra los na loterii. Chociaż te kartony niby są degradowane, ja staram się zrywać z kartonów te taśmy wszystkie, folie, żeby osobno te folie, osobno te kartony, ale to jest często tak poklejone… No taki jakiś zaciekły wariat to pakuje, że jestem w szoku, ile warstw tam jest.
Wiem, ale z drugiej strony powiem tak: no ja jestem sama z tych wariatów, w sensie na przykład – drugie spektrum, jeśli chodzi o paczki. Zamówiłam tuż przed pandemią od Justyny Karamuz, która tworzy markę Slowpresso. Slowpresso to sobie przywiozłam, już w grudniu zamówiłam, a potem już zaczęłam oglądać tę stronę i tak się nakręcać i zamówiłam takie, bo ja tam poluję na takie unikaty, wiesz, zero waste. To jest tam oczywiście moje pokłosie właśnie tego przygarniania tych śmierci, bo, nie wiem, mnie nie stać na normalne. Trochę się śmieję, ale właśnie znowu widzisz… Ale tam naprawdę fajne rzeczy… Ona miała takie kubki z napisem „Dzień dobry” – w sensie był kubek i czarka – i one mi się tak strasznie spodobały, że zamówiłam sobie ten kubek, zamówiłam sobie jeszcze taki ten normalny kubek denimowy. I oni jakby się reklamują, że właśnie są totalnie zero waste. No i przysłali mi – zamówiłam wysyłkę do Niemiec, żeby już nie kombinować przez teściową, przez Polskę, zwłaszcza że to tam była, już te pandemiczne rzeczy się zaczynały powoli… Słuchaj, przyszło to do mnie, popłakałam się, bo ten kubek był zbity, niestety nie wytrzymał tej drogi. Popłakałam się, jedna czarka przetrwała, dwa kubki nie przetrwały. Do dzisiaj je mam, bo jakoś serce mnie boli i nie wiem, co myślę, że Super Glue je sklei…
Są kleje do ceramiki. Więc na pewno możesz napisać do Justyny, bo ona się na tym w ogóle zna, to ona coś ci podpowie, czym skleić, więc pewnie można to naprawić. Ale tak jak mówisz, no chodzi o to, że jak są źle zapakowane paczki, to z tego też wynika, że jednak często zdarzają się te uszkodzenia, kurierzy tym rzucają, to się przewala gdzieś tam w pociągach czy w jakichś innych środkach transportu, no i jest ryzyko niestety uszkodzenia.
No więc właśnie, i tu muszę od razu dopowiedzieć, że jakby sama firma działa super, jeśli chodzi o klienta, bo oni biorą na siebie tę kwestię. Ja napisałam do nich i oni od razu przysłali mi nowe rzeczy, więc nie mam kubka – w sensie mam ten kubek zbity – ale mam też czarkę „Dzień dobry”, tak że wszystko, cała kolekcja trafiła do mnie…
To wspaniale.
Tak więc, ja to rozumiem, że oni to biorą na siebie, ale właśnie w tym momencie ten mój wewnętrzny paranoik się odezwał: dlaczego to nie było sto razy po prostu zawinięte w bąbelki i tak dalej? I wiesz, z trzeciej przecież strony myślę sobie, że to pewnie jest loteria, w takim sensie, że druga paczka przyszła nieuszkodzona…
A tak samo była pewnie zapakowana.
Tak, była tak samo zapakowana, więc być może z doświadczenia wiedzą, że po prostu raz na jakiś czas to się niestety zdarza i statystycznie biorą to na siebie. Tak że myślę sobie po prostu, że jest jeszcze bardzo duże pole do zrobienia w ogóle, tak logistycznie, czy jeśli chodzi o firmy… Przedwczoraj mieliśmy sytuację z Amazonem, który jest pro-klient – do Amazona jest wiele zarzutów, no nie będę jakoś mówić, że kocham tę firmę czy jej filozofię. Jako klient, no trochę na tym korzystam. Ale kuriozalna sytuacja – kiedy zamówiliśmy paczkę z czterema „Ptasimi mleczkami” i coś tam tą paczkę po drodze chyba rąbnęło, tak myślę, ale nie wykluczam, że może ktoś po prostu nie wytrzymał i chciał to „Ptasie mleczko” zjeść, ponieważ na cztery paczki jedna była totalnie otwarta, rozerwana, porwana…
Ale zjedzona?
No właśnie nie.
Powstrzymał się w ostatniej chwili.
W ostatniej chwili nam to wrzucił, nie wiem, jak jakiś szalony szczur. Coś takiego sobie wyobrażam w tej sytuacji z „Ptasim mleczkiem”. No i w Amazonie możesz zawsze reklamację złożyć, więc złożyliśmy tę reklamację i automatyczna odpowiedź była taka, że nie ma problemu, już wysyłają kuriera – to mamy wrzucić, a oni już wysyłają kuriera z tym „Ptasim mleczkiem”. I wiesz, pomyślałem sobie, no jaki absurd, gość teraz do mnie jedzie na sygnale, żebym mogła się z zastokować w „Ptasie mleczko”. Specjalnie kupiłam cztery, żeby nie zamawiać po jednym, rozumiesz, a nie mam takiej opcji, żeby mu powiedzieć: spokojnie, możecie dowieźć z czymś innym. No i dostałam to „Ptasie mleczko” na tym sygnale w kolejnym kartonie.
Tak, to jest też taka polityka firmy, która obraca taką masą towaru, że oni mają to po prostu skalkulowane, że ileś jest zwrotów i reklamacji i każą to klientom wyrzucać. No bo jeśli klient miałby to odsyłać, a oni potem analizować i tak dalej, to może mają taką uproszczoną politykę reklamacji, no bo najważniejsze jest zadowolenie klienta i większość ludzi jednak oczekuje właśnie takiego podejścia, a nie pomyśli sobie: „No dobra, reklamować, czy nie reklamować, a może przy okazji zamawiania czegoś innego może zareklamować? Żeby taka większa może świadomość. A firma, no wiadomo, jest walka konkurencyjna i oni zrobią wszystko, żeby to u nich klient zamawiał jak najwięcej.
Nie ma takiej dużej społecznej odpowiedzialności też tego biznesu dla zero waste. Myślę, że ten temat – ja go aż tak nie eksplorowałam, ale nie sądzę, żeby firmy zbyt mocno się zastanawiały nad tym, raczej myślą, że OK, koszty magazynowania, pakowania, to wszystko jest gdzieś tam wyliczone, oni pewnie za to jakieś opłaty ponoszą, bo z tego, co wiem, firmy które wysyłają płacą jakąś opłatę na rzecz… Jedna z takich opłat śmieciowych, że one generują tyle tych odpadów czy opakowań i to ma związek, że im jest doliczana do ich kosztów działalności i one uważają, że to jest temat załatwiony. Natomiast wiadomo, że jest to bardziej złożony problem, bo potem konsument zostaje z tymi wszystkim śmieciami i je na przykład wywozi do lasu. Gdzie teraz podobno, właśnie wczoraj mówili w telewizji, że w czasie pandemii – już pomijam, że wzrosła liczba tych rękawiczek, maseczek, tych odpadów…
Tak, te maski są wszędzie teraz.
Ale, że ludzie w ogóle… Znowu lasy w Polsce przeżywają najazd ludzi, którzy wywalają śmieci masowo do lasu.
Wiesz co, myślę, że też ta pandemia pokazała, jak bardzo to się zmieni właśnie pod względem tego, że mniej pojedziemy do sklepu, więcej zamówimy. Bo ja widziałam też nawet – ja mam taki tu widok na podwórko, vis-à-vis śmietnika siedzę, taki ładny, taka budeczka, nawet ma na górze trawnik, tak że nie narzekam – natomiast widzę też to siłą rzeczy od czasu do czasu, jak ktoś przychodzi, no to widziałam, jakie ogromne ilości po prostu kartonów i to masakrycznie wpłynęło. Więc myślę, że też może być, że mocno to wzrosło u ludzi. Natomiast nie tłumaczę tego, bo nie rozumiem tego, natomiast jak można myśleć o tym, żeby wywozić śmieci do lasu.
No to już jest jednak taki wyższy poziom buractwa, bo ktoś podejmuje ten wysiłek, żeby załadować ten samochód i pojechać i po prostu wywalić specjalnie do lasu. No pewnie, wiążą się z tym koszty, bo jeżeli masz jakieś odpady typu opony czy części samochodu, czy jakieś budowlane, no to oni ci tego nie odbiorą w ramach opłaty, przynajmniej w Polsce, w ramach twojej opłaty miesięcznej, którą płacisz za śmieci, tylko musisz zamówić na to kontener, bo to jest odpad budowlany. A już kontener to jest kwota, nie wiem, 400 zł, żeby przywieźli ten kontener i zabrali i ty tam możesz załadować te wszystkie odpady duże i podejrzewam, że to głównie o to chodzi, że ludzie wolą wywieźć do lasu niż zapłacić za ten kontener, który muszą ekstra zamówić. Tak myślę. Natomiast to jest właśnie ta świadomość, odpowiedzialność, bo ludziom nie jest szkoda wydać 400 zł miesięcznie na fajki, jak ktoś pali, czy na jakieś inne używki, natomiast szkoda im wydać na śmieci, którymi sami sobie strzelają w kolano, niszcząc otoczenie. Więc tu na pewno jest to kwestia edukacji nie tylko młodego pokolenia.
Ja też wierzę, że młodsze pokolenie już myśli inaczej i to się będzie musiało zmienić, ale szkoda, że my to wszystko obserwujemy i są pewne zmiany, które są nieodwracalne. No bo nie wiem, czy słyszałaś, ale podobno są jakieś badania, że za trzydzieści, czterdzieści lat nie będzie miśków polarnych, tak się kurczy ta wieczna zmarzlina i ten teren lodowcowy, na którym one żyją, a one potrzebują tej przestrzeni, kurczy im się dostęp do jedzenia, bo tych fok też jest mniej i one tam nie mogą polować i że zaczynają podchodzić pod siedziby ludzkie, ale też, że robi się tam za ciepło, że one po prostu głodują, bo nie są w stanie żyć tak jak dotychczas, bo ten teren jest coraz mniejszy i mówią, że za 30 lat gatunek ten wyginie. Za 30 lat!
I zobacz, to jest coś takiego – ja pamiętam, jak chodziłam do szkoły podstawowej i na lekcji geografii może bywał taki temat on wyginięciu czy o dziurze ozonowej, czy właśnie to straszenie tymi dezodorantami. Ale, wiesz, to było jakieś science fiction jednak.
Abstrakcyjne.
Temat na zasadzie „dinozaury też kiedyś wyginęły”, ale raczej legenda niż jakieś faktyczne wydarzenie…
Co mnie to obchodzi w sumie…
Nie, nie, nie. Takie rzeczy tylko w filmach, a gdzieś teraz zaczynamy się z tym spotykać, ale myślę, że ciągle też ludzie, nie wiem, czy się ratują, czy być może brakuje jakichś środków przekazu, które trafnie by to obrazowały czy trafiały do danych grup ludzi. Bo myślę, że każdy ma takie swoje rejony, które do niego przemawiają. No bo sama, tak jak mówię, dopiero wchodzę w część tych tematów, siłą rzeczy tutaj segreguję śmieci, bo tutaj muszę po prostu i być może ten mus jest najlepszym często na większość ludzi działaniem. Ale, tak jak mówię, czytając tę książkę o tym slow fashion, powiem tak: znałam jakieś historie o jakichś tematach, tak bardzo w ramach legend, nigdy w to nie wchodziłam, natomiast jak zaczęłam o tym czytać trochę więcej, to nagle sobie uświadomiłam, że co – no całą szafę mam zawaloną po prostu tymi ubraniami, które rzeczywiście też po kilku praniach często się nadają po prostu na szmaty. A nadal jest myślenie, że to kosztowało 40 złotych, czy tam 60 złotych, no to kupię kolejne.
Tak, tak. Tu jest rzeczywiście ta walka z sieciówkami i ja się też cieszę, że ten ruch coraz bardziej zaczyna dominować, że ludzie nie chcą kupować w sieciówkach. I tutaj mamy albo grupę, która inwestuje w ubrania, czyli kupuje coś rzadko, ale kupuje coś porządnego, drogiego, zwraca uwagę, gdzie to zostało wyprodukowane, na przykład w Polsce, czy w jakimś tam… No jakby lokalnie, czy z poszanowaniem tych zasad fair trade, że to nie jest wykorzystywana siła robocza dzieci i tak dalej. Ale to na pewno jest nisza, to są ludzie, których na to też stać, którzy też są tacy świadomi, są w stanie kupić sobie raz na trzy miesiące jedno ubranie i ono będzie dokładnie pasowało do tego ich zestawu ubrań, że to tam się ze sobą skomponuje, więc ja myślę, że takich ludzi jest niewielu.
Dlatego cieszę się, że się mimo wszystko rozwija ten ruch kupowania rzeczy używanych, z drugiej ręki. Bo mamy oczywiście second handy, które w Polsce początkowo istniały dla ludzi niezamożnych, tam się ubierało po prostu jakieś tam określone środowisko oraz różni szaleńcy i artyści, którzy szukali czegoś niebanalnego. Ale teraz myślę, że zaczynają do tych second handów docierać też tacy zwyczajni ludzie, świadomie, żeby kupić odzież z drugiej ręki, a nie w sieciówce na przykład jeansy za 150 złotych, które możesz kupić w takim second handzie za 10 złotych albo 20. I wiem, że już coraz więcej ludzi tak robi, ale oczywiście jest to mały procent i myślę, że tu duża rola tych wszystkich influencerów, przez których rozumiem nie tylko ludzi na Instagramie, bo tam jest specyficzna publika, czy na Facebooku, ale też jakichś aktorów, ludzi, którzy wizerunkowo tam epatują, żeby oni też zachęcali właśnie do używania ciuchów wielokrotnie.
Wiem, że był taki ruch wśród celebrytek, że one po raz kolejny wychodziły w tej samej kreacji. Żeby właśnie nie bać się użycia tej sukienki – że nie kupujemy sukienki tylko na jedną imprezę, tylko możemy iść w tej sukience na wiele imprez. I właśnie one też w takich kręgach, powiedzmy, no bogatych promowały ten ruch. Więc gdzieś tam te sygnały się pojawiają powoli, no ale nie oszukujmy się, na razie jednak cała masa woli kupować dużo ciuchów tanich w sieciówce na wyprzedażach.
Gdzie zobacz, tak sobie teraz pomyślałam, jak to raptem, nie wiem, de facto jak się to szybko zmienia, no bo jeszcze ja pamiętam, jak pierwszy H&M wchodził do Polski w takim sensie – jaka to była ekscytacja w ogóle, że wiesz, że oni tam tyle mają tego wszystkiego, w różnych kolorach. Zresztą mieli też dużo basicu takiego fajnego na początku w takim sensie, że to naprawdę była rewolucja. Ale zobacz, jak powiedziałaś o tych celebrytkach, to generalnie jak myślę sobie o swojej młodości, no to jakby myślałabym, że OK, no księcia, królowie, księżne, aktorki z Hollywood, no to jest ten świat, w którym stać ich na to, żeby na każde wyjście mieć inną kreację. No ale ja, zwykły, biedny śmiertelnik, no bez przesady. A do jakiego poziomu doszliśmy, że te ubrania naprawdę są teraz tak non-stop, cały czas wyprzedawane tak naprawdę. Bo kiedyś też wyprzedaże były – to było coś, no to było naprawdę polowanie. Jak szybko to się zmieniło do takiego chwytu, że de facto już chyba częściej rzeczy są rabatowane niż w normalnych cenach.
Tak, bo oni też zagęścili liczbę kolekcji. No bo gdzieś tam był problem w tych sieciówkach, bo jak były na przykład kolekcje dwie w roku, no to potem ludzie chodzili w tym samym i w dłuższych seriach, że się spotykało na ulicy ludzi w tych samych sukienkach. A teraz jest taka polityka w sieciówkach, że tych kolekcji jest kilka w ciągu roku, kilka, a nawet kilkanaście i one są w krótszych seriach właśnie po to, aby następowała wymiana tych kolekcji, żeby było takie poczucie, że jest ciągle coś nowego w tym sklepie. No i mniejsze ryzyko, że ktoś też będzie w tych ciuchach chodził, co ty. No to taka nowa potrzeba rynku też była, natomiast to też powoduje, że jest wiele tych wyprzedaży i zakupów przypadkowych. No i to taka właśnie świadomość, co mi jest tak naprawdę potrzebne, co kupić, no to jest podstawą.
A często ludzie ani nie mają do końca rozeznania swojej sylwetki, co im pasuje, tylko kierują się jakąś tam modą, a potem okazuje się w domu, że jak już nie mamy tego wyszczuplającego lustra, że ten ciuch nie do końca tak leży, jak nam się wydawało. Albo też taka potrzeba ciągłej nowości. Każdy z nas ją ma, czy nawet faceci też mają taką potrzebę, żeby jednak kupować te ciuchy, chociaż chyba kobiety na pewno bardziej. No i to też taka pazerność na nowość, na kolejny ładny ciuszek, relaks. No też można mówić o emocjonalnych zakupach, jak o emocjonalnym jedzeniu, prawda?
Zdecydowanie. Myślę, że ten mechanizm gdzieś tam jest. Zależy kto jaką ma używkę tak naprawdę, do jakiej mu najbliżej i jaka jest akceptowalna. Po prostu są używki trochę mniej akceptowalne społecznie, tak naprawdę. Ale też myślę sobie, zobacz, że jeśli to zdążyło się zmienić przez kilkanaście lat do takiego absurdalnego momentu, być może my jesteśmy w stanie swoimi decyzjami jako konsumenci jednak zastopować to, bo te sklepy bardzo konkretnie odpowiadają jakby na to, co się dzieje i na ten ruch.
Tak i to też widać po tym jedzeniu. Kiedyś w marketach spożywczych… Nigdy nie myślałam o sekcji bio czy eko, czy produktach, które mają dobre składy. A teraz – ja rzadko akurat robię zakupy w takich dużych marketach – ale jak byłam ostatnio w jednym z nich, to widziałam cały długi dział, całą alejkę, poświęcony tylko produktom bio – oni je nazywali właśnie bio – i tam rzeczywiście jest bardzo duża już podaż na rynku, że coraz więcej firm decyduje się, bo ludzie zaczęli zwracać uwagę na składy, no i jest coraz większa produkcja. Okazuje się, że można zrobić słodycze bez syropu fruktozowo-glukozowego czy bez oleju palmowego, że zostały nagłośnione pewne składniki, które są niebezpieczne i nagle producenci jednak mogą coś z tym zrobić i znane firmy, które do tej pory produkowały te produkty jak najtaniej, wprowadzają inne do oferty.
Tak, więc to jest kwestia naszych indywidualnych wyborów. I to, co też mówiłyśmy o tych ubraniach, myślę sobie, że właśnie alternatywnie tę potrzebę nowości możemy w tak różnych miejscach sobie zapewniać. Ja jakby myślę sobie o tych takich kompulsywnych rzeczach, których akurat mam trochę, że ta przestrzeń czy potrzeba jednak, umówmy się, pozostaje. Często jak patrzę na swoje życie, no to przestałam się objadać słodyczami, przestałam kupować tyle ubrań, ale zaczęłam kupować więcej kursów on-line😊
Na pewno jest to lepsze dla środowiska to, co robisz…
Pewnie tak, chociaż myślę, że na przykład o elektrośmieciach się nie mówi w takim sensie, jeśli chodzi o te wolumeny zajmowane w przestrzeni na tych serwerach czy tak zwanych „chmurach”.
A serwery będą niedługo jak te pastwiska z paszą dla świń – że zajmujemy olbrzymie tereny, żeby wykarmić te świnie, a potem będziemy mieli olbrzymie tereny pod serwery, żeby te wszystkie dane wykarmić.
Wiesz, w przyrodzie nic nie ginie w takim sensie, że… Proszę wrócić do tego fragmentu za 10 lat i dać mi order za wizjonerstwo, no ale myślę, że w którymś momencie zaczniemy o tym mówić, bo na przykład w social mediach, no przecież to wszystko siedzi na jakichś serwerach. A serwery czy te „chmury” to nie jest ta chmura, która daje nam deszcz potem…
Tylko to jest kawałek skrzynki metalowej, która ma jakąś przepustowość.
Tak. Napędzany czymś. Kiedyś taką Amerykankę spotkałam i ona z taką ekscytacją do mnie mówi: „Wiesz co, mam to w chmurze. I z tą chmurą, to jest tak, że nikt nie wie, gdzie ona jest”😊
Trzeba zapytać Marka Zuckerberga o to.
O, na pewno nam nie powie😊 No nic…
Wiesz co, nie pomyślałam, że te dane to jest odpad, który de facto przyczynia się w jakiś tam pośredni sposób do właśnie przestrzeni, do zużycia prądu i tych wszystkich… Ogólnie chyba brakuje nam takiego umiaru, pomijając na razie te wszystkie aspekty narodowościowe czy też właśnie w Polsce, że wciąż jeszcze żyje pokolenie kryzysu, to wydaje mi się, że to młode pokolenie też ma syndrom nadmiaru. Wszyscy wytwarzają teraz, te potrzeby kreują, bo jakby jest łatwy dostęp do informacji, do wizualizacji, w social mediach ludzie prześcigają się w pokazywaniu nowych rzeczy, miejsc, jakby kreują te potrzeby. Więc ten nadmiar jest i tutaj właśnie trudno powiedzieć, jak ludzi skłonić do myślenia, podjęcia tej refleksji, czy mi to wszystko jest na pewno potrzebne, nieważne, co to jest, ale czy mi to wszystko, co ja gromadzę, zbieram, ten input nieszczęsny, czy on jest nam tak potrzebny i to właśnie to budowanie tej samoświadomości to jest chyba takie kluczowego. Bo jak jest ta książka Marie Kondo, nie wiem, czy ją czytałaś?
Tak, tak.
Ja jej nie czytałam, ale czytałam dużo o tej książce, więc wiem, o czym ona jest, jak robić te porządki…
To dokładnie o tym ona jest. Ja ją czytałam i potwierdzam.
Fajnie, że coś takiego powstało i taki rozgłos to zyskało, bo jakaś tam grupa ludzi na pewno zaczęła się zastanawiać, jest ten ruch minimalistów, którzy uważają, że do życia i do szczęścia potrzebne jest im sto rzeczy. Oni liczą w to wszystko: ubrania, sprzęt sportowy, książki, pozbywają się po prostu na dużą skalę tych rzeczy, bo uznali że tego i tak jest za dużo i nie potrzebują tego do szczęścia. Bo my, zobacz, ile czasu też tracimy na to, żeby te rzeczy potem ogarnąć, jakoś pozabezpieczać, porządkować, usuwać, układać, prać…
Wiem. Nawet kupować, wybierać. To co właśnie Asia Glogaza pisze też o tym. Wyobraź sobie, ile czasu zyskasz, nie siedząc w sklepie i przeglądając wszystkie sukienki na wyprzedaży w H&M online. Akurat odnajduję się w tym.
To prawda. A ten czas można by spożytkować zupełnie inaczej, ucząc się nowych rzeczy, dowiadując się, ale no taka jest trochę ta psychika ludzka, że ona woli proste sprawy, a nie jakieś wysiłkowe.
No to jest właśnie też to, że myślę, że dochodzenie do tego umiaru, to jest poprzez taką naszą samoświadomość. Teraz tak jak jestem na Instagramie właśnie, który też świetnie zapełnia mnóstwo czasu – jak ktoś ma problem to zapraszamy, naprawdę, w sensie my bardzo staramy się o wartościowe treści, żeby ten czas był dobrze spożytkowany. Ale tak naprawdę ja jestem akurat taką osobą, która ma taki problem, ponieważ od dziecka miałam coś takiego, że zazwyczaj szukam sensu w czymś, więc jak ktoś coś robi, to ja zazwyczaj patrzę poprzez to, jak taki x-ray, takie OK pojechałaś na wycieczkę, ale wróciłaś już, ale co ci to dało? I jak obserwuję tych influencerów, czy tam się wkręcam w te moje instaseriale ulubione, to lubię tych ludzi, bo oni tak nie szukają tego sensu, tylko żyją tak, że właśnie teraz to, teraz tamto, teraz planujemy wycieczkę, a teraz mamy pandemię, to nie możemy. Albo sto sposobów na zapełnienie czasu: teraz pleciemy koraliki, a teraz oglądamy koraliki w sklepach, a teraz malujemy paznokcie, a teraz idziemy zmywać paznokcie, a teraz zapraszamy rodzinę na obiad, a teraz kupujemy talerze… I wiesz, mogłabym tak bez końca wymieniać, trochę zazdroszczę tym ludziom… Nie mówię, że ja tutaj jakoś jak mnich pokutny po prostu siedzę sama w celi, ale jednak tak sobie myślę: no, wiem, wiem. Ale jak jadę w jakąś podróż, wiadomo, też żeby spędzić czas, ale przede wszystkim, żeby się zregenerować czy właśnie, żeby się nasycić jakimś nowym czymś. To, co mówiłaś o tych inspiracjach, trochę chłoniemy jak gąbka, nie da się z dnia na dzień tylko usiąść z jednym katalogiem, z jedną książką, nauczyć się. To jest też pewien proces, to nawet, co opowiadałaś, że wyłapujesz z różnych przestrzeni te elementy, bo potem wiesz, do czego ci się one przydadzą. Kolory, faktury, ułożenie, proporcje – to jest tak naprawdę wszędzie, no nie?
Ale właśnie ten wątek podróży to też jest ciekawy temat w kontekście zero waste, bo on jest jeszcze może mało widoczny ten ruch, ale on też się zaczyna pojawiać. Podróżowanie zero waste, bo ten słynny ślad węglowy, że podróżując samolotami jakby też generujemy mnóstwo zanieczyszczeń i jakby to, że my latamy tanimi liniami i się przesiadamy kilka razy, zaoszczędzamy pieniądze, ale generujemy dużo większy ten ślad węglowy, bo samolot przy starcie i lądowaniu najwięcej zanieczyszcza środowisko. Więc też gdzieś tam się nawet pojawiają jakieś organizacje, które przyjmują opłaty za ślad węglowy, że jeżeli gdzieś lecisz i wiesz, że to jest 5000 kilometrów, to masz taki licznik, taki kalkulator, który ci przelicza, ile w związku z tym kosztuje ten twój ślad węglowy. I są ludzie, którzy zaczynają wpłacać te pieniądze na te właśnie organizacje działające na rzecz ochrony środowiska w zamian za to, że oni po prostu lecą.
Milionerzy, na przykład. Tu ci wejdę w słowo. Na przykład Elton John – była ta afera, że jeszcze książę Harry ze swoją żoną, księżną Meghan wtedy, polecieli do Eltona Johna do jakiejś posiadłości, on wysłał po nich jeta i właśnie napadli na nich, że oni tacy milusińscy wszyscy dla planety, a ten ślad węglowy został, a on powiedział: „Nie, ja wpłaciłem pieniądze na tę organizację i się wykupiłem z tego”.
Ja myślę, że to trochę też jest taka krótkowzroczność, bo to jest trochę taki zagłuszacz sumienia, bo ślad węglowy pozostał, poszedł w kosmos. Nie wiem, na ile jesteśmy w stanie podejmować jakieś działania, które temu zapobiegną, a na ile będą już tak nieodwracalne zmiany, że my nawet mając miliony nie jesteśmy w stanie zatrzymać jakichś gigantycznych procesów chemicznych, które zajdą na przykład w oceanach po uwolnieniu się tej ilości lodu, który się roztopi. Bo kiedyś właśnie czytałam taki fajny artykuł, jakie są zależności między tym, że topnieje nam ta strefa lodu, a właśnie tym, co się będzie działo na dnie oceanu, co jest tam skumulowane, jak to się uwolni do oceanów, jakie będą zachodziły zmiany klimatyczne. Nie jestem w stanie ci tego powtórzyć, bo to było bardzo skomplikowane, ale też bardzo racjonalnie wyjaśnione i, wiesz, to jest trochę taki zagłuszacz. Też się mówi o takim ruchu lokalnym, że tak jak się powinno kupować jedzenie, które rośnie lokalnie pod twoją szerokością geograficzną – jaki jest sens sprowadzania na przykład awokado, które z kolei też jest plantacją wyniszczającą, jak się okazało.
Słyszałam ostatnio…
Wbrew pozorom awokado jest bardzo zdrowe, to jednak sprowadzenie go na taką skalę z takiej odległości powoduje też skutki uboczne i skutki tam, gdzie jest uprawiane na taką skalę, plus skutki transportu i to jedzenie lokalne ma swój sens. Tak samo mówi się teraz o takim podróżowaniu lokalnym, że paradoksalnie pandemia właśnie trochę nas tego uczy, żeby korzystać z tego, co mamy pod nosem. Wiadomo, że każdy marzy o tropikach, no bo to jest takie coś, co nam wbito do głowy, że tam jest pięknie i ciepło, ale też z drugiej strony nie doceniamy tego, co mamy i jakby trzeba nauczyć się też takiego myślenia, że przepiękne może być też pole w maki i inne miejsca, które nam spowszedniały. Żeby nauczyć się tak odpoczywać, żeby traktować podróże nie jak wyprawę po gromadzenie wrażeń, zdjęć, które potem wrzucę na Facebooka, tylko po to, aby jednak regenerować organizm i że taki jest ten pierwotny cel tych urlopów i podróży. Trochę tak do wewnątrz się zwracamy, że chcemy zregenerować nasz organizm, relacje z rodziną, skupić się na tych aspektach, jakichś wzruszeniach, doznaniach, a niekoniecznie, żeby znowu zbierać te dane miejsca, które zaliczyliśmy.
No to jest właśnie to, co mówisz, że też ta pandemia wbrew pozorom ona nas bardzo zatrzymała. Problem z nadmiernymi lotami po prostu z dnia na dzień się skończył. Wielkie biadolenie: biedna branża lotnicza – każdej branży szkoda. Natomiast ja myślę sobie tak po ludzku: chcieliśmy cudu, to mamy. Teraz jest pytanie, czy on przyszedł pod postacią brzydkiego dziecka, nazwijmy to w cudzysłowie, czy jakiegoś straszaka. Natomiast pytanie, czy skorzystamy z niego, czy będziemy dalej jeszcze pchać te nasze przyzwyczajenia, które być może nam nie służą. Nie znam się na tym w szczegółach, więc jestem ostrożna tutaj. Raczej widzę tu jakieś metafory, czy procesy, natomiast w szczegółach nie znam się na tym, co na co wpływa i tak dalej, ale logicznie rzecz biorąc to, co mówisz, nawet ci nasi influencerzy ulubieni teraz właśnie kreują te mody, które mogą być dla takich zdroworozsądkowych ludzi śmieszne. Właśnie szukanie nazw takich hipsterskich na rzeczy logiczne typu, wiesz… Kasia Tusk ostatnio… takie nawet jest pojęcie o tym lokalnym podróżowaniu, właśnie już napisała na ten temat artykuł cały…
Tak? Nie widziałam, muszę sobie przeczytać.
Tak. Już była tam na Kaszubach i że w ogóle teraz tak fajnie i w ogóle ona zawsze na tej plaży – u siebie zawsze ma pustą… Ciekawe, jak ona to robi, no już nie zapytam, ale…
Ale ja doceniam takie właśnie publiczne, że ktoś o tym pisze, bo naprawdę ludzie ulegają tym wpływom i jeżeli influencerzy czy podróżnicy zaczną pisać właśnie o podróżowaniu lokalnym w Polsce czy tam w danym kraju, no to jest to z korzyścią i dla gospodarki tego kraju, i dla tych ludzi. Może dla lokalnej przyrody trochę mniej, no bo też ta infrastruktura czy te miejsca nie są z gumy i jak się nagle wszyscy zwalą na Kaszuby, no to też będzie problem z nadmiarem, natomiast na pewno jest to lepsze, niż takie zamykanie tylko nas w domu bez jakiegokolwiek pozytywnego aspektu. Więc fajnie, że to ma jeszcze jakieś tam korzyści, jak na razie.
Tak, tak, właśnie to jest takie przesuwanie i tworzenie tych połączeń. To, co mówiłaś – kiedyś egzotyczna plaża, dzisiaj te nasze pola maku czy rzepaku, to tak jak kiedyś mydełko Fa, dzisiaj Cztery Szpaki, tak sobie myślę.
Szare mydło jak się okazuje zawsze było i Biały Jeleń ma też swój renesans, więc może historia trochę zatacza koło, wracamy do tych starych naszych doświadczeń, ale w takim nowym wydaniu. No ciekawa jestem, co się będzie działo, jaka świadomość będzie naszych dzieci i my jako starzy ludzie już, jak my się odnajdziemy w rzeczywistości, co będzie, jaka będzie rewolucja mentalna czy tam zachowań społecznych. Ciekawe czasy na pewno przed nami. No oby nie było za późno. Ja się trochę tego właśnie boję. Czasami oglądam takie katastroficzne filmy w stylu, że Ziemia się nie nadaje do zamieszkania, że są pustynie, że nie ma zieleni i tak sobie myślę: Jezu, czy to naprawdę jest realne? Czy to na przykład się stanie w ciągu następnych stu lat? I na mnie to działa, na wyobraźnię. Kiedyś to były tylko filmy, ale dzisiaj wydaje mi się, że to nie jest wcale pozbawione jakichś podstaw i że tak może być. No nie mówię, że za 20, ale za 200 lat, że ta zieleń, która jest teraz wszędzie, jak się wyjedzie poza miasto, że nagle jej nie będzie, że jedno smętne drzewo będzie tam gdzieś rosło i to będzie wielki zabytek przyrody. Już pomijam oczywiście, czy w ogóle byłoby możliwe życie na planecie bez roślin – pewnie nie – natomiast może właśnie nas czeka era migracji w kosmos. Ale to już chyba naprawdę futurystyczna wizja. Na razie skupmy się na sortowaniu śmieci😊
Może przejdźmy na koniec do tej codzienności i do tych pozytywów, bo ja cię chciałam jeszcze – tak skręcę i zakręcę na początek naszej rozmowy – chciałam cię jeszcze zapytać, jakie plany twoje w „Odmawialni”?
Z tymi planami to jest tak, że nie myślę jakoś tak bardzo, bardzo dalekosiężnie, przynajmniej na razie, i skupiam się na takich krótkookresowych sprawach i głównym takim dla mnie planem jest organizacja warsztatów. Bo po pierwsze przekonałam się, że to najbardziej lubię, lubię też ten kontakt z ludźmi i spotkania w realu, więc myślę o znalezieniu pracowni, więc szukam takiego swojego miejsca. Chciałabym poszerzyć ofertę warsztatów o krótsze warsztaty, bardziej specjalistyczne, jednodniowe albo kilkugodzinne. Także udostępnić pracownię na godziny, wprowadzić jakieś konsultacje. Więc bardziej skupiam się wokół tego tematu – to jest jakby numer jeden. Myślę też o jakichś kursach on-line, no bo widzę, że rynek się rozwija i chciałabym też tego spróbować, no i też ekscytuje mnie to, że to jest coś nowego, coś innego, czym się w ogóle jeszcze nie zajmowałam. Oczywiście mam mnóstwo barier, żeby w to wejść, ale na razie zgłębiam temat. Myślę, że to też jest wiedza, którą można przedstawić w postaci on-line i dać po prostu możliwość nabycia takiego kursu osobom, które nie mogą przyjechać stacjonarnie, nie mogą poświęcić iluś tam godzin na warsztaty, a chciałyby coś zrobić.
Jak tak teraz myślę o tym ruchu zero waste, jak tak teraz rozmawiamy, to też myślę, żeby to trochę bardziej w swoim życiu rozwijać jeszcze i zgłębić temat i kto wie może z tego też coś się urodzi. Na pewno chciałabym prowadzić jakieś takie projekty w duchu zero waste, nie tylko związane z renowacją mebla, który sam w sobie jest ładny, bo często zajmuję się meblami, które są ładne, bo były stare, no bo to jest jakaś stara szkoła rzemieślnicza albo jakiś dobry design, tylko trzeba po prostu odświeżyć jego powłoki. Myślę też o takich projektach beznadziejnych, czyli coś, co wszyscy skazali na zagładę i w ogóle fe, nie chcemy na to patrzeć, jest brzydkie, jakaś tam płyta czy coś innego i żeby właśnie też trochę tego typu projektów porobić i właśnie zainspirować bardziej, że brzydkie też może być ładne.
No i co ja takiego jeszcze myślę? No tak, o drugiej książce myślę, ale na razie nie chcę o tym mówić, bo to jest na razie tylko myślenie. Mam jakiś roboczy pomysł w głowie, ale raczej chciałabym z innym autorem tę książkę napisać, nie samodzielnie, bo inny autor byłby mi tutaj potrzebny, z taką inną wiedzą. Więc jak się pomysł skrystalizuje, to będę gdzieś tam o tym mówić, ale to na pewno nie jest temat na ten rok, a może nawet i nie na przyszły. Ale chciałabym jeszcze jedną książkę wydać, no bo jakby samo to doświadczenie było dla mnie bardzo interesujące i takie satysfakcjonujące. Mam też taki feedback bardzo dobry z rynku, który mnie też zachęca do tego, żeby pisać, no bo dostałam dużo pozytywnych informacji, że książka jest przystępnie napisana, że się dobrze ją czyta, że jest tak napisana „dla ludzi”.
Jest bardzo ładna też.
Tak, tutaj wydawnictwo też stanęło na wysokości zadania i bardzo ładnie ją wydało. Sama pracowałam w wydawnictwie, więc jest to taka dla mnie parabola, która łączy jakieś tam dwa bieguny dla mnie i lubię książki i ten temat chciałabym dalej eksplorować. Natomiast stwierdziłam, że może powinnam pomyśleć o planie B, jeżeli w ogóle temat malarstwa i renowacji mnie zmęczy, czy ja jeszcze będę robić jedną rewolucję w swoim życiu – nawet ostatnio zaczęłam o tym myśleć. No bo kto wie, może za 10 lat uznam, że czas na w ogóle zupełnie inną zmianę i zająć się czymś innym. Więc też ostatnio o tym sobie myślałam i to, co mnie na przykład ciągnie i może się zdziwisz, bo chyba nigdy ci o tym nie mówiłam, ale ciągnie mnie temat optyki okularowej, czy w ogóle okularów. Sama noszę okulary, ale też mi się bardzo podoba kreowanie oprawek i ja też obserwuję tam czasami sobie różne projekty. Bardzo to lubię i podoba mi się. I tak sobie stwierdziłam: dobra, jeżeli z tym meblarstwem mi nie wyjdzie, to ja zostanę optykiem.
Ale żebyś tworzyła te oprawki, czy projektowała?
Tak, to też mi się podoba, ale podoba mi się też doradztwo i dobieranie oprawek do twarzy.
Ale to jest świetna rzecz! Powiem ci, że obserwuję na Instagramie taką jedną dziewczynę, na którą trafiłam przez influencerkę jedną, którą oglądam codziennie – nie podam nazwy, ponieważ jest uzależniająca – i właśnie ona się nazywa, ta dziewczyna, stylistka opraw okularowych i jest super zabukowana w ogóle w tym temacie. Jest chyba z Krakowa, ale jeździ po Polsce, ludzie ją proszą, ona o tych okularach pisze. I powiem ci, ja nie noszę okularów, ale od kiedy ją oglądam pomyślałam sobie, że chyba mi potrzeba tych okularów. Zwracam uwagę na ludzi w okularach. Myślę sobie, że to jest właśnie ten brakujący element na mojej twarzy, który dodałby jej dynamizmu, stylistyki i tego czegoś. Dobre oprawki! Więc już prawie, wiesz, jak będę w Polsce… Zachęcam cię. Ale te meble to jest jednak fajna rzecz i zwłaszcza jak mówiłyśmy o tym zero waste. To może będzie twoje kreatywne hobby, a tak jak mówiłaś o tej rewolucji, ja sobie pozwolę tu na takie podsumowanie z góry. Ale właśnie ty sobie ewoluujesz tak bardzo fajnie, rytmicznie, że…
Kto wie, może w międzyczasie proces z okularami i ewolucyjnie przejdę do okularów. Zresztą też widziałam robione okulary z drewna, nie że takie wycinane z całej deski. Nie, ale to jest taka, powiedzmy, nowoczesna intarsja, czyli jakby budowanie oprawki z małych elementów drewna, komponowanie wzorów, więc to też jest taka technika bardzo, powiedziałabym, jubilerska. No bo to są małe elementy i okulary są małe, mała powierzchnia, ale są ludzie, którzy się tym zajmują gdzieś tam rzemieślniczo. Więc kto wie, kto wie, może gdzieś płynnie przejdę do robienia okularów…
Ale to jest taki temat, który gdzieś tam mnie interesuje i pociąga à propos takich rzeczy, którymi mogłabym się zajmować. No bo jakby pokonując już w sobie barierę, że ja jako taki bardzo dobry uczeń, którego rodzice wychowali w przekonaniu, że on musi wykonywać jakiś prestiżowy zawód i skończyłam to prawo i w ogóle uważałam, że powinnam robić karierę i żyłam w takim przekonaniu, że należy awansować w hierarchii, w strukturze firmy, żeby zostać managerem. No i kiedy ja pokonałam w sobie tę barierę, że to jest nieprawda, że to jest jedyna ścieżka dla ludzi inteligentnych, wrażliwych, którzy chcą się rozwijać, bo tych ścieżek jest mnóstwo i właśnie taką ścieżką może być również praca fizyczna, praca rzemieślnicza, praca przy rzeczach, które kiedyś traktowano trochę, tak wiesz: a, jakiś tam robotnik, jakiś tam mechanik samochodowy… Dzisiaj następuje renesans tych zawodów rzemieślniczych i ludzi, którzy potrafią coś zrobić, a niekoniecznie jest to praca tylko i wyłącznie umysłowa, więc ja myślę, że pokonanie tych barier powoduje, że potem możesz robić wszystko i nie musisz żyć w jakimś cieniu twoich znajomych, którzy wszyscy zrobili karierę i są managerami wysokiego stopnia. Ja się zupełnie uwolniłam od takich myśli i wcale nie mam takiego rozdarcia: Boże, jak to będzie, że ja już nie będę managerem tylko będę zwykłym rzemieślnikiem, który skrobie meble. Bo gdzieś takie myśli właśnie miałam.
Rozumiem.
Myślę, że część osób może mieć nadal takie myśli, bać się tego. Natomiast uważam, że to jest bardzo uwalniające, kiedy się tego pozbędziesz i wręcz uważam dzisiaj, że praca managera to często jest praca… Wiele osób ją wykonuje w sposób bezproduktywny, bez sensu, nie widzi w ogóle głębszych celów, jest sfrustrowanych i uwikłanych między wymaganiami jakiegoś abstrakcyjnego zarządu, na przykład w innym kraju, wymaganiami abstrakcyjnego klienta, no bo tak mówi nam dział handlowy, ograniczeniami kosztowymi i oni są w tym wszystkim w środku jako takie osoby, które są takim trybikiem i właściwie są czasami bezradni. Ja też tego doświadczyłam i cieszę się, że już nie muszę teraz, przynajmniej na jakiś czas, się tym zajmować.
Wbrew pozorom, też się czasem mówi się, że korporacje są fabrykami XXI wieku i to też jak mówiłaś o tym wszystkim, to tak sobie pomyślałam, że ta kreatywność jakby, która przebija już od początku – to w tym pierwszym odcinku już się pojawiło i sama się też, więc być może bardziej mówię o sobie – ale ta kreatywność w pewnym momencie dopomina się, żeby nie być taką teoretyczną, tylko że człowiek kreatywny szuka też narzędzi, żeby móc mieć od czasu do czasu tę satysfakcję z tworzenia czegoś od pomysłu do końca. I że w tym momencie właśnie to rzemieślnictwo, o którym mówisz, nie jakiś ostatni trybik w fabryce, tylko właśnie to zaopiekowanie się, czy ci ludzie, którzy chcą kreatywnie tworzyć w jakichś najróżniejszych przestrzeniach czy materiach – czy to będą meble, czy to będzie jedzenie, czy to będą materiały – jakby tworzą sobie i to też może iść właśnie w tę lokalność i też takie coś, że w tym momencie my mamy co robić. Nie robimy abstrakcyjnych, jakby nie tworzymy abstrakcyjnych rzeczy, tylko zajmujemy się projektem od a do z. No bo sama widzę, sam podcast, jako projekt jest maratonem – ciągłe starty, bo ja myślę o jednym odcinku, tworzę jeden odcinek, postprodukcje, promocje, jakby jestem w czterech tematach na raz bardzo często – ale z drugiej strony największa satysfakcja, jak ja zmontuję ten odcinek i słucham i dodaję, tak jak ci mówiłam, największą robotę robi i tak muzyka, bo…
Tak że dotrwajcie do końca i posłuchajcie muzyki końcowej😊
Tak, bo to jest taki klej, ale że ja mam to poczucie tego odcinka…
Że jest początek i koniec.
Chociaż nadal jest to coś wirtualnego, no nie? Rozumiem to w pełni. Słuchaj, bardzo ci dziękuję za tę rozmowę, za tę poprzednią rozmowę. Strasznie się dobrze bawiłam i myślę, że to słychać i mam nadzieję, że słuchaczki też się świetnie w naszym wspólnym towarzystwie bawiły. Na stronie odcinka w notatkach będzie link do twojej strony, gdzie są wszystkie informacje. Natomiast jeszcze dla tych osób, które są niecierpliwe czy słuchają w takich aplikacjach, gdzie nie ma dostępu do notatek – bo czasami tak jest – podasz nazwę swojej strony, tytuł książki też, żeby każdy mógł sobie zgooglować i od razu znaleźć.
Tak. Prowadzę blog Odnawialnia.pl, książka nosi tytuł „Meble od nowa”, ja nazywam się Małgorzata Budzich i było mi bardzo miło gościć w podcaście u Agnieszki, z którym jestem emocjonalnie bardzo związana, bo jest to jeden z tych podcastów, który miał istotny udział w mojej przemianie wewnętrznej i zawsze z przyjemnością słuchałam dziewczyn i były dla mnie takim kołem ratunkowym w różnych dylematach i rozkminach, które miałam i do tej pory mam, więc tym bardziej cieszę się, że mogłam być tutaj gościem i podzielić się z wami swoimi opiniami.
Ja się też bardzo cieszę i bardzo ci za to dziękuję. Ja jeszcze dodam na stronie też „W związku z życiem.pl” łamane przez odcinek, jeszcze nie wiem jaki numer, ale na pewno zaraz wam to podam. W każdym razie, będzie link też do tego artykułu, w którym pisałaś o książce Michała Pasterskiego, o której mówiłaś w poprzednim odcinku i to, gdzie wspominasz audycję, bo to było naprawdę bardzo miłe, ciepłe i takie fajne poczucie, że to dalej rezonuje. Tak że dziękuję ci.
Dziękuję również.
Dziękuję Ci serdecznie, że byłaś z nami do końca tej rozmowy. Tak jak przed chwilą wspomniałam wszystkie linki i odnośniki znajdziesz na stronie . Czekam tam także na twój komentarz, jestem ciekawa jak Ty podchodzisz do tematu zero waste? Zapraszam Cię także na Instagram
Jeśli ten odcinek Ci się spodobał to zapraszam Cię do zostania z nami. Zasubskrubuj konto audycji tam gdzie słuchasz i zapisz się do newslettera.
Mam do Ciebie też ogromną prośbę. Jeśli ten odcinek Ci się spodobał podziel się z nim choć z jedną osobą. Wiem, że temat zero waste zdobywa dość dużą popularność i teoretycznie wiemy, że jest ważny. Jednak mam wrażenie, że warto o tym rozmawiać na różne sposoby, abyśmy mogły się otworzyć na realne zmiany. Dlatego fajnie byłoby, gdyby ten odcinek dotarł do jak największej liczby osób.
A już za dwa tygodnie ukaże się nowa rozmowa z zupełnie inną Gościnią, będziemy rozmawiały o równie ważnym i życiowym temacie… Do usłyszenia!
Zostaw Komentarz