Transkrypcja odcinka 76

with Brak komentarzy

Pobierz transkrypcję w formacie PDF TU | posłuchaj odcinka TU


Witam Cię bardzo serdecznie w 76 odcinku, w którym usłyszysz kolejną rozmowę z Małgosią Budzich z Odnawialni. Małgosię być może już znasz z poprzedniego odcinka, w którym opowiadała historię odejścia z etatu i tego jak powstała Odnawialnia, a także książka „Meble od nowa. Domowe renowacje”.

Jeśli jeszcze nie znasz tej rozmowy, to równie gorąco Cię na nią namawiam. Znajdziesz ją jako odcinek nr 75. 

A w dzisiejszym odcinku Małgosia opowiada o tym, jak wyglądają warsztaty odnawiania mebli, które prowadzi. Przy okazji dzieli się bardzo ciekawymi historiami. Rozmawiamy też o tym, co daje takie kreatywne hobby. Dlaczego kobiety, które na co dzień mają poważną, odpowiedzialną pracę decydują się w weekendy sięgnąć po narzędzia i wykonywać często ciężką pracę fizyczną. Przy okazji mówimy też trochę o nauce pokory i cierpliwości. A na koniec Małgosia dzieli się tym, skąd czerpie inspiracje do kreatywnych pomysłów, które później realizuje odnawiając czy malując meble. 

Mam nadzieję, że nawet jeśli temat odnawiania mebli nie do końca Cię interesuje to i tak z ciekawością odsłuchasz tej rozmowy. Powiem szczerze, że ja jeszcze rok temu nie posądzałabym się o to, że ten temat tak bardzo mnie zafascynuje. Dziś jestem na etapie odmalowywania starych mebli na własnym balkonie, o czym też trochę usłyszysz. Przy okazji ciekawiło mnie bardzo co innych skłania do tego, aby się tym zająć. A okazuje się, że jesteśmy do siebie w tych motywach bardziej podobne niż przynajmniej mi  się wydawało. 

Oczywiście nie namawiam Cię do sięgnięcia po pędzel czy cyklinę, ale być może przysłuchując się naszej rozmowie odkryjesz jakieś niezaspokojone potrzeby, albo z uśmiechem rozpoznasz jak inne czynności, które już praktykujesz tego typu potrzeby w podobny sposób zaspokajają. 

Jak zawsze zapraszam Cię na stronę podcastu , gdzie możesz w komentarzu podzielić się swoimi refleksjami po odsłuchaniu rozmowy. Znajdziesz tam też notatki oraz transkrypcję dzisiejszego odcinka, za której wykonanie serdecznie dziękuję Agacie Podsiadły . Małgosię Budzich odnajdziesz na stronie: www.odnawialnia.pl. Zachęcam Cię też bardzo do zajrzenia na nasze konta na Instagramie, gdzie możesz być z nami w stałym kontakcie. Moje konto to @agnieszka___piekarska , a Małgosi to @odnawialnia 

A teraz już zapraszam Cię serdecznie do wysłuchania dzisiejszej rozmowy. 


Cześć, Gosia.

Cześć.

Witam cię po raz kolejny w drugiej części naszej rozmowy. W dzisiejszej rozmowie chciałabym bardziej zgłębić temat odnawiania mebli, ponieważ dla mnie jest on fascynujący – sama dopiero w to wchodzę. I tutaj taka gwiazdka dla wszystkich słuchaczek, które możliwe, że teraz czują pewien opór i myślą sobie: „Eee, to nie dla mnie”. Naprawdę zachęcam do wysłuchania, ponieważ ja sama przez długi czas w ogóle myślałam, że to jest jakiś inny świat, nigdy się tym nie zajmę. Chciałabym trochę porozmawiać o odnawianiu mebli jako o takim kreatywnym hobby i może obalić trochę takich stereotypów, bo jednak ty, jako kobieta, też się tym zajmujesz. Opowiesz trochę o tym, kto i dlaczego przychodzi do ciebie na warsztaty, jakich ludzi spotykasz wokół tych zajęć?

Słuchaj, ja te warsztaty prowadzę już ze dwa lata i po tych dwóch latach mam trochę przemyśleń i trochę się osób przewinęło. Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że 99% uczestników warsztatów to są kobiety. Sporadycznie pojawiają się mężczyźni, najczęściej jako osoba towarzysząca – bo mam też taką opcję, że na warsztaty można przyjść w parze – i czasami niektóre kobiety decydują się, że przyprowadzą męża do tych takich cięższych prac, właśnie, te bardziej sprytne.

Myślałam – żeby się poduczył w końcu.

Nie, ale okazuje się, że rzeczywiście taki team męsko-damski sobie dobrze radzi, że właśnie facet jest bardziej od takiej wysiłkowej pracy, a kobieta od tej kreatywnej, jak to wykończyć, twórczej. Natomiast sporadycznie zdarzają się panowie, którzy sami z siebie przychodzą. Ja naprawdę mogę policzyć na palcach obu rąk – było może z sześciu, z siedmiu u mnie na warsztatach indywidualnie – i dlatego też ich pamiętam bardzo dobrze. Raz był nawet ojciec z synem, dostali prezent od swojej mamy i żony na imieniny, nazywali się Kosma i Damian, i właśnie z okazji Kosmy i Damiana dostali taką wejściówkę. Czyli też gdzieś tu kobieta maczała w tym palce, ale oni przyszli sami, każdy ze swoim krzesłem i naprawdę byłam pod wrażeniem, jak fajnie sobie z tym poradzili. Ten syn miał 17 lat i on naprawdę… Czasami też zdarzają się nastolatkowie, bo kiedyś też była mama z synem, i jestem pod wrażeniem, jak on się w to wciągnął, jak go to zainteresowało. Wiesz, mamy dzisiaj trochę inne myślenie o tych nastolatkach, że to są osoby, które żyją w świecie wirtualnym, słuchają muzyki, interesują się ciuchami, no niekoniecznie może renowacją starych mebli. Ale akurat te dwa przypadki, czy tam trzy, gdzie były nastolatki, to byłam pod wrażeniem, jak fajnie sobie z tym poradzili.

Ale wracając do pytania – są to głównie kobiety, więc poza tymi nielicznymi wyjątkami, które potwierdzają regułę, możemy powiedzieć, że kobiety zdominowały rynek warsztatów kreatywnych. Bo to dotyczy także innych warsztatów, które są bardziej kobiece, jak szycie, makramy, gotowanie – to tam też kobiety dominują – ale tutaj, no to jest zajęcie jednak fizycznie dosyć wymagające, niekoniecznie stolarka czy renowacja kojarzy się z kobietami, a jednak ten trend jest wyraźny i to potwierdzają także inne osoby, które prowadzą warsztaty. Na przykład z tapicerki znajomy prowadzi i też mówi, że też prawie zawsze są to kobiety.

Jeśli chodzi o wiek, no to tutaj mamy pełen przekrój, bo mamy osoby i młode, i takie w średnim wieku, i osoby na emeryturze. Ale dominuje chyba ta grupa tak między trzydziestym a czterdziestym rokiem życia. To są często osoby, które już na przykład urządzają swoje pierwsze czy tam kolejne mieszkanie, i właśnie połknęły tego bakcyla w stylu vintage, że chcą w domu wprowadzić coś takiego unikalnego, nowego. Albo mają coś po dziadkach, coś po rodzinie, jakieś meble, bo likwidują mieszkania na przykład po dziadkach i okazuje się, że tam stały jakieś wspaniałe meble z czasów PRL-u i oni chcą po prostu je wykorzystać u siebie w domu. No więc jest gdzieś w tle ta motywacja: urządzam się, remontuję, chcę wstawić tam takie meble, chcę się nauczyć. 

Sporadycznie zdarzają się osoby, które myślą o zmianie w swoim życiu, chcą zacząć odnawiać meble na zlecenie. Też już kilka takich przypadków było, nawet prosiły właśnie o jakieś zaświadczenia o ukończeniu kursu, więc też pojawia się taka grupa osób, które myślą o zmianach. 

Ciekawy jest właśnie profil tych kobiet, bo są to z reguły osoby z wyższym wykształceniem. Ja sobie nie przypominam osoby, która zawodowo zajmuje się jakąś taką pracą bardziej typu rzemiosło. Myślę też, że takie osoby umieją wiele rzeczy same się nauczyć i nie potrzebują warsztatu. Natomiast do mnie trafiają bardzo często nauczycielki, były też prawniczki, lekarki, ostatnio była chemiczka toksykolog, właśnie z którą rozmawiałyśmy sobie – ona mnie trochę też oświeciła w kwestii tych chemikaliów, które stosujemy do drewna. Była też polonistka z doktoratem, też ostatnio wspominała, że czytała książkę i że miała tam fachowe uwagi à propos właśnie stylu pisania. Zawsze jest takie ciekawe doświadczenie dla mnie, że spotykamy się tam – większość są to osoby, które na co dzień zajmują jakieś ważne stanowiska, wchodzą elegancko ubrane, pracują przy komputerze albo mają jakąś wymagającą pracę umysłową. 

Widać, że takie warsztaty, kiedy człowiek się zmęczy, pobrudzi, popracuje fizycznie, są im potrzebne. Jest to taka odskocznia, przeciwwaga dla tego, co robią na co dzień i mam wrażenie, że to jest taka potrzeba uwolnienia głowy, kiedy masz zajęte ręce. Bardzo często, jak wykonujesz jakąś taką pracę rzemieślniczą, trochę nużącą, która zajmie ci więcej czasu, to siłą rzeczy uwalnia się umysł. Ja to tez u siebie wiele razy obserwowałam, że jak coś wiedziałam, że muszę coś oczyścić, to ja zawsze kładłam obok jakiś notesik, bo mi wtedy naprawdę przychodziły fajne pomysły do głowy. Właśnie taka uwolniona głowa, zajęte ręce i uważam, że ten model działa i to warto wypróbować jako taką formę medytacji, psychoterapii. Taka oczywiście bardzo nieoczywista tutaj psychoterapia, ale myślę, że dla takiego komfortu psychicznego to taka praca fizyczna się sprawdza. 

Zresztą, jak byłam na studiach i miałam sesję wyczerpującą, kiedy człowiek był zakopany w książkach, to to, co mnie najbardziej cieszyło po tych egzaminach, to było tak naprawdę wysprzątanie całego pokoju, taka właśnie fizyczna praca. Tak sobie myślałam, jak się uczyłam, że muszę te okna umyć, one są takie brudne, ale jak tylko zdam ten egzamin, to się tym zajmę. Miałam często taką reakcję – do teraz się muszę fizycznie zmachać, zmęczyć i odreagować ten wysiłek umysłowy, więc ja myślę, że tutaj działa też ten schemat u wielu osób. Ale oczywiście nie zawsze jest on uświadomiony. 

Bardziej działa potrzeba szybkiego efektu, że mam jakiś projekt, przychodzę z jakimś starym meblem, wiem, że po tych warsztatach on będzie zrobiony. Bo w domu nie mam czasu, jest za dużo rozpraszaczy, nie mogę poświęcić ciurkiem pięciu, dziesięciu godzin na ten mebel, no bo wiadomo, są dzieci, są obowiązki domowe, jest praca i tak dalej. Natomiast tutaj one przychodzą, koncentrują się tylko na tym projekcie i wiedzą, że wreszcie go ukończą i ten efekt jest właśnie do osiągnięcia w ciągu dwóch dni przy jakimś tam mniejszym meblu i myślę, że to też jest ważny argument. Plus oczywiście miejsce, w którym można brudzić, siebie pobrudzić, przestrzeń pobrudzić, jest dostęp do wszystkich narzędzi, nie ma tego rozpraszacza, że nie mam znowu jakiegoś tam rozpuszczalnika, narzędzia, farby, muszę jechać do sklepu, no to odkładam na później ten projekt. A tam jakby jest wszystko na miejscu.

Plus też to tempo pracy, że robię, mogę szybko skonsultować, czy dobrze myślę, że tak trzeba zrobić albo się dowiedzieć, jak to zrobić i robię dalej. A z kolei jak się robi to samemu w domu, to zawsze możesz napotkać na taki problem, z którym nie wiesz, jak sobie poradzić. Można tego poszukać w Internecie, ale to znowu zajmuje czas, zanim znajdziesz, nie zawsze też znajdziesz taką odpowiedź i myślę, że to też przyspiesza właśnie pracę i pozwala ten efekt szybciej osiągnąć. To jest taka ważna też motywacja. 

No i trzecia rzecz, którą ja też obserwuję, to takie poczucie sprawczości, że ty możesz coś zrobić od zera, mimo że to się wydaje trudno, mimo że to nie jest to dla kobiet, że jest to fizyczny wysiłek, mimo że nie znasz się na tym, nigdy tego nie studiowałaś, nie uczyłaś się. Masz takie poczucie sprawczości – wow, zrobiłam to, to było takie brzydkie, a teraz jest takie ładne! I ten właśnie zachwyt nad czymś, że to wygląda ładnie, że to jest efekt mojej pracy, że to jest takie moje dziecko. Taki właśnie trochę efekt dumnej matki.

No powiem ci, że no jestem jakimś modelowym, w sensie wręcz statystycznym przykładem tego, co powiedziałaś – kobieta między trzydziestką a czterdziestką, z pierwszą motywacją, którą ma, że chce po prostu w domu odnowić coś, co już stało i właśnie ma to poczucie sprawczości. I powiem ci, że to było dla mnie niesamowite, naprawdę niesamowite. Myśmy się spotkały rok temu już prawie i ty mi trochę opowiadałaś też o tym odnawianiu mebli, gdzie to było dla mnie totalnie zero, i właśnie mówiłaś o tym wątku medytacyjnym wręcz i to mnie tak zachęciło, natomiast wtedy, to jeszcze zupełnie nie miałam poczucia, że ja się za to zabiorę. Zabrałam się, bo przyszła kwarantanna, więc miałam takie poczucie, że w końcu spędzam w domu tyle czasu, że potrzebuję zrobić coś innego, więc się tak uchwyciłam tych mebli. Mój mąż poszedł do kuchni i kisi, robi kieszonki, tak że mamy taki dość niestandardowy podział – on zajął kuchnię, ja poszłam na balkon i sobie tam odnawiam.

Ale właśnie to poczucie sprawczości, to mnie tak zszokowało, takie poczucie ekstremalnej dumy, radości i właśnie tego efektu „przed” i „po”. Naprawdę. Powysyłałam zdjęcia wszystkim. Dokupiłam szablon taki, co prawda trochę za duży, nie zmieścił się do paczki, a miał być na krzesła, ale jakoś to ogram, nie poddaję się. Natomiast właśnie to poczucie, że to jest takie ładne i to jest też to, na czym mi tak bardzo zależało, że ta twoja pomoc, choćby przez książkę czy przez blog, którą miałam, była taka potrzebna. Bo gdybym się namęczyła, napociła, a niespecjalnie byłoby to ładne czy efektowne, to bym miała takie poczucie totalnej klęski – no to nie byłoby to. Więc to było bardzo fajne i powiem ci, że zazdroszczę osobom, które ze względu na mieszkanie w Warszawie na przykład mogą sobie na takie warsztaty pozwolić. Bo jednak co innego zamknąć się na balkonie, z którego chcesz korzystać, zrobić tam mikro warsztat, tłumaczyć pięciolatce, że zabawa z rozpuszczalnikiem to nie jest to, co małe dzieci powinny robić, to przepychanie się z tym wałkiem, bo ona też chce malować. Był fun, ale ja jednak w takiej przestrzeni wolę być sam na sam właśnie z narzędziami.

Tak, i jest to też ten efekt grupy, bo o tym też nie wspomniałam, że praca w grupie zawsze jest przyjemniejsza, czy to chodzi o ćwiczenia fizyczne, osoby decydują się na udział w zajęciach grupowych, czy właśnie taka renowacja, bo wtedy wszyscy jedziemy na tym samym wózku – wszyscy dookoła pracują, nie tylko ja mam ciężko, inni też mają ciężko, muszą swój mebel też doczyścić. Plus taka komitywa – wow, jesteśmy wszyscy frikami i mamy jakieś meble ze śmietnika, i nikt się temu nie dziwi. Wręcz wszyscy jeszcze sobie nawzajem tam tak pozytywnie zazdroszczą, mówią: „O, jakie fajne krzesła, ale świetny masz nabytek!” Więc też jest taka wymiana od razu wiedzy i „a skąd to masz, a co to za mebel?”, i taka pozytywna energia, że to jest coś fajnego, że inni też tak myślą. Bo czasami rodzina różnie reaguje czy znajomi na fakt, że przyniosłam mebel ze śmietnika. Niektórzy się brzydzą rzeczy używanych czy jakichś starych, stojących brudnych na strychu. Czasami one są w katastrofalnym stanie przed, więc trzeba się pozbyć po prostu w rękawicach tego całego śmietniska. Niektórzy mają taką barierę obrzydzenia, że nie zrobią tego. Jak jesteśmy w grupie, no to wszyscy raczej mają takie podejście: po prostu, musimy wywalić te stare śmieci, będziemy to czyścić i będzie ładnie. Dla ludzi z wyobraźnią, którzy widzą to.

Powiedz mi, te warsztaty jeszcze, pomimo że pracuje się de facto jeden na jeden z tym meblem, dużo czasu się spędza, to jest tam taka przestrzeń, gdzie naturalnie po prostu nawiązują się znajomości?

Tak, tak. Bo jest też tak, że stoliki są z reguły dwuosobowe, to są takie dłuższe stoły, więc na jednym stole pracują dwie osoby, czyli siłą rzeczy już masz na stałe jakby sąsiadkę, która z tobą pracuje, a potem też te osoby gdzieś tam czasami zamieniają się miejscami, bo na tym miejscu będzie im wygodniej, są jakieś przerwy. Ta dyskusja jest, rozmawiamy. Ja też mam takie na warsztatach wrzutki, że teraz na przykład przerywamy na chwilę pracę i chwilę porozmawiamy sobie o jakimś tam aspekcie. Ja też nie robię takiego czegoś, że robię jakiś taki długi wykład na początku, tylko bardziej staram się krótko wprowadzić, co będziemy robić. Przechodzimy sobie wszyscy razem przez każdy mebel, który będzie robiony na warsztacie, żeby też od razu tym osobom powiedzieć mniej więcej, jaki jest zakres prac przy każdym z tych mebli. To właśnie ma być taka część praktyczno-edukacyjna. Pierwszego dnia mówię o zasadach oczyszczania, a drugiego dnia dopiero gdzieś tam w pewnym momencie przerywamy pracę i rozmawiamy o zabezpieczaniu, o kolorowaniu, o dekorowaniu mebli, żeby to nie było też tej wiedzy za dużo na raz. No i wtedy są też takie momenty, że możemy wspólnie podyskutować, są jakieś pytania i rozmawiamy bardziej sobie przy tych meblach o teorii.

A powiedz mi, przychodzą też ludzie, którzy są totalnie zieloni, czy raczej czytali twoją książkę, czy w ogóle już się tym interesują?

Raczej przychodzą początkujące osoby. Czasami mają jakieś próby za sobą. Część z nich ma książkę, były jakieś próby podejmowane w domu albo jakieś doświadczenia mają z malowaniem mebli, a teraz chcą bardziej albo uporządkować tę wiedzę, albo popełniły jakiś błąd i chciałyby już na przyszłość tego unikać, więc teraz chcą to zrobić tak bardziej po bożemu. A są też osoby, które nigdy nic nie robiły, nie mają do końca pojęcia, co będziemy robić i wszystkiego dowiadują się na miejscu. Ale nie przypominam sobie takiej ekstremalnie trudnej sytuacji, żeby ktoś totalnie uznał: „Boże, po co ja tu przyszłam, bo to jest całkowicie nie dla mnie, ja myślałam, że to będzie głaskanie mebla gąbeczką”. Nie było takich przypadków.

Jedną pamiętam dziewczynę, która przyszła z takim krzesłem, które było pomalowane taką twardą farbą, rozpuszczalnikową jakąś – ktoś to tak zapaćkał – i ona chciała koniecznie doczyścić do drewna. I to krzesło było całe takie gięte, miało rzeźbione te tralki, nie było tam płaskiej płaszczyzny, tylko wszystko było pozaokrąglane, więc czyszczenie tylko i wyłącznie ręczne. No i ona poległa pierwszego dnia – była dzielna, myśmy jej też pomagały tam z koleżanką, bo widziałyśmy, że to krzesło jest trudne, ale na to nie działała ani żadna chemia, więc tej farby nie dało się za bardzo rozpuścić, też tymi cyklinami i skrobakami szło to bardzo opornie. Trochę opalarka, ale ta farba nie puchła, więc to był duży wysiłek fizyczny dla nas wszystkich, ale nie sądziłam, że ona aż tak to weźmie do siebie, bo ona po prostu na drugi dzień przyszła z mężem – bo myśmy pierwszego dnia tego krzesła nie doczyściły – i ona przyprowadziła męża i kazała mu wyczyścić to krzesło. Powiedziała, że ona była załamana po tym pierwszym dniu, że to było tak ciężko, że nie sądziła, że to będziesz aż taki wysiłek, więc wzięła tego męża. Co było też sprytne, bo mąż jej tam pomógł. To krzesło było rzeczywiście takim trudnym przypadkiem, bo jeszcze potem się okazało, że tam na siedzisku sklejka odchodziła i jak ona zaczęła to malować – bo ona chciała siedzisko pomalować – to ta sklejka w ogóle zaczęła odłazić. No i tak się to skończyło, że ona zrobiła ten mebel poza siedziskiem, a siedzisko wzięłam ja do domu i skończyłam, bo tam trzeba było duży fragment sklejki wyciąć i już nie było na to czasu na warsztatach, zaszpachlować i jakby szpachla też potrzebuje swojego czasu.

To był jeden przypadek, kiedy mieliśmy rzeczywiście trudny mebel i ja ten mebel jej przywiozłam później już zrobiony do końca. To nas trochę przerosło, ale też się nie spodziewaliśmy, że ta sklejka aż tak… Nie było tego widać na pierwszy rzut oka, a ona potem jak dostała tej wilgoci z farby, to zaczęła nagle puchnąć i odłazić. Takie niespodziewane przypadki czasami się zdarzają, ale myślę, że była zadowolona finalnie, bo krzesło było bardzo ładnie zrobione.

A powiedz mi właśnie, à propos tego wysiłku fizycznego, ponieważ nie tyle to mnie zaskoczyło, co jednak… Powiem tak, jak się rzuciłam na to swoje krzesło z tym papierem ściernym – a ja jak coś robię, to tak raczej z całej mocy, powiedziałabym, więc nie rozłożyłam tych sił. W ogóle na początku to się tak rzuciłam, pomyślałam: „Co tam!”, rozłożyłam jeden taki woreczek naokoło i zaczęłam szorować te krzesła, szorować. Wszystko w tym pyle, już nie powiem nawet, w nosie miałam ten pył po prostu, taki brązowy. No to poszłam po okulary, po maskę – bo w sumie pomyślałam, mam tę maskę – maska też była potem brudna. Jednak ten proces jest taki, że najpierw jest to szorowanie przy odnowieniu, takim bardzo prostym, bo ja po prostu chciałam odmalować meble, które były, nie wiem z czego, no takie starocie totalne, które stały na deszczu często.

One chyba drewniane było, co?

Tak, chyba tak. Takie nawet powyginane. Potem mycie tego znowu – jest to strasznie fizyczna praca. Ludzie mają tego świadomość, ty masz też jakieś patenty na to?

To znaczy, ja na pewno jestem przyzwyczajona do tej fizycznej pracy bardziej, bo ileś tam mebli już zrobiłam i mam tę świadomość, ale czasami chyba nie do końca zdawałam sobie sprawę, że dla innych może to być aż taki wysiłek. Dla mnie też to jest wysiłek, ale jakby ten wysiłek akceptuję. Natomiast rzeczywiście dla niektórych osób może to być zaskakujące, tym bardziej że my to musimy skumulować w ciągu jednego dnia. W domu możesz rozłożyć sobie to – na przykład poświęcić godzinę, dwie godziny dziennie na takie czyszczenie i stopniowo doczyścić ten mebel. Zwłaszcza przy większych meblach, ja też nigdy tego nie robię na jednym posiedzeniu, tylko rozkładam to na ileś tam dni, no ale za każdym razem generujesz ten sam bałagan. Czyli jak ktoś robi to w domu, no to musi posprzątać, żeby tam funkcjonować, a potem na nowo generuje ten bałagan. No ale jest to wysiłek i dla niektórych osób bywa to zaskakujące. Mówią, że bolą ich ręce, bo to z tymi cyklinami, to trzeba odpowiednio trzymać te ręce, więc dłonie bolą, nadgarstki. Natomiast my też włączamy na pewnym etapie elektronarzędzia tam, gdzie się da. Przy meblach drewnianych, które mają bardziej płaskie powierzchnie. 

Ja też widzę, że jeżeli ktoś już sobie nie daje rady czy jest zmęczony i mebel pozwala na to, no to dajemy szlifierki, można korzystać też ze szlifierek lub pomagamy mocno. Właśnie wyłapujemy takie meble, które są ciężkimi przypadkami, że jest dużo pracy tam, no i ta osoba sobie nie do końca radzi. To też jest ten plus warsztatów, że jest wsparcie, że my we dwie tam się też nie odbijamy, to nie jest tak, że ja tam chodzę i mówię: „Tu jest krzywo, tu niedoczyszczone”, tylko sama chodzę i też każdemu pomagam. Też jestem zmęczona po tych warsztatach fizycznie, ale jeszcze nie było, żeby ktoś nie przyszedł drugiego dnia – wszyscy wracają i mówią: „O, bolą mnie te ręce, ale super, że już jest takie doczyszczone, takie ładne, a teraz już ta przyjemniejsza część”. Posprzątają sobie swoje stanowisko i tak już zaczyna się wybieranie właśnie tych kolorów. A może jasne drewno, a może ciemniejsze, a może będziemy barwić, a może tylko woskiem? Wtedy już sobie rozmawiamy o tej przyjemniejszej pracy. Bardzo szybko jak widzisz, że to jest takie czyste, no to ta potrzeba tej estetyki chyba zwycięża nad tym zmęczeniem i summa summarum jest olbrzymia satysfakcja. Bo to też jest tak, jak chyba z ćwiczeniami fizycznymi – musisz włożyć też ten wysiłek, żeby być fit, że jak się odchudzasz. Ale jak widzisz te efekty… Tylko te efekty tam są dużo dłuższe…

To nie dla mnie.

I tutaj już po jednym dniu wysiłku fizycznego masz efekty, a przy odchudzaniu, no to jak ktoś tam trenuje, to z miesiąc musi ćwiczyć, żeby zobaczyć te efekty tego wysiłku fizycznego. Wydaje mi się, że tutaj też kalorie tracimy. Ja tak zakładam, że około 1000 kalorii tracimy w taki jeden dzień czyszczenia.

O, to widzisz, to teraz jeszcze bardziej mnie zachęciłaś.

Słuchaj, jak coś, to zawsze możesz powiedzieć, to teraz idę potrenować, a potem masz szybko efekt.

No, powiem ci, że z tym szybkim efektem właśnie, to nawet mój mąż tak powiedział – uprzejmie bardzo, on mnie bardzo dobrze zna – „To coś dla ciebie, w końcu masz szybki efekt”.

Malowanie mebli na pewno jest fajnym zajęciem. Takie warsztaty też robiłam. To były jednodniowe warsztaty. Bo wtedy nie trzeba aż tak dokładnie przygotowywać tej powierzchni, jeżeli nawet jest jakaś stara farba i ona się nie łuszczy, nie ma tam jakichś takich fragmentów, gdzie farba odpadła, tylko jest w miarę jednolita powierzchnia, to my ten mebel dokładnie myjemy, matowimy go, czyli nie zdzieramy tej farby, ale bardziej ją wygładzamy, i na tę starą farbę możemy nałożyć nową farbę. Takie warsztaty wtedy trwają jeden cały dzień i bardziej skupiamy się na malowaniu, dekorowaniu, i to jest na pewno mniej wysiłkowe, i to jest inna estetyka. Bo są ludzie, którzy są przywiązani do drewna naturalnego, meble traktują z takim bardziej szacunkiem, że skoro pierwotnie on był drewniany czy fornirowany, to nie będę go malować, bo taka też jest szkoła konserwatorska, że im starszy mebel, tym oczywiście dążymy do zachowania jego pierwotnego charakteru. I część osób jakby praktykuje tę zasadę, a część jest taka, że właśnie, że nie chcą tych starych drewnianych mebli, już mają dosyć tej dębiny, całe życie patrzeć na jakiś dębowy stół czy tam szafkę. Nie, teraz to czas na kolory. Często starsze osoby właśnie, które na przykład miały ten mebel w domu ileś tam lat, mówią: „Ja już mam dosyć tego dębu, ja już się nagapiłam na te dębowe komplety, będę zaraz to rozjaśniać, malować, jakiś kolor wprowadzać”. Wtedy te osoby częściej się decydują na jakieś wariackie pomysły, paradoksalnie, a młodsze właśnie dążą do konserwatywnego zachowania stanu tego mebla.

No, powiem ci, że moja teściowa ostatnio też… Zresztą podarowałam jej książkę od ciebie i właśnie zaczęła. Najpierw się zaczęło z krzesłami, tylko pół nóżki było w kolorze, ale popatrzyła i pomyślała, że jednak całą nóżkę w kolorze. Ale fajnie jej to wychodzi. Też ją rozumiem, bo taka zabawa z kolorami daje dużo energii i frajdy, tak że to jest super. Ale też z tymi meblami malowanymi, to jak je odmalowałam te moje krzesełka, tak na nie spojrzałam i tak coś mi przypominają, ale nie wiem co. Po czym poszłam na spacer do parku i patrzę: tak, przypominają mi te ławki z parku, takie odmalowane!

Może to taka podświadoma inspiracja.

Być może, ale mnie to sprowadziło jednak do parteru – tak mało ekskluzywnie. Natomiast potem jeszcze odmalowałam, bo mam serię takich, z tej Irlandii jeszcze, z tego bankructwa, takich wiklinowo-metalowych mebli. Ponieważ zobaczyłam na farbie, że ona jest i do drewna, i do metalu, więc pomyślałam, że te rurki takie, które robią za takie nogi, też sobie odmaluję. No i pomalowałam sobie te rurki, i tak na nie patrzę, i też mi coś przypominają. I pierwsza myśl była – bo taką szafkę nocną odmalowałam – szafka szpitalna 😊

Taka na biało pomalowana? 😊

A ja mam ten taki jasnozielony. Miała być różowa, ale się skończyła i został jasnozielony. A druga myśl, tak patrzę – sygnalizacja świetlna i te wszystkie z dawnych lat: „Świeżo malowane!” I ten wątek nas zaraz poprowadzi do tematu zero waste, o którym chciałam z tobą porozmawiać. Natomiast jeszcze jedno krótkie pytanie à propos, trochę już opowiedziałaś o psychicznych aspektach tego odnawiania, tej pracy, ale jeszcze jedna rzecz, która mi przychodzi mocno na myśl, to jest to dobre ćwiczenie cierpliwości.

Tak, nie wspomniałam o tym, bo ja z natury nie jestem cierpliwa i też uwielbiam szybkie efekty, i też nie lubiłam takiej pracy wysiłkowej rozłożonej na Bóg wie ile czasu, i ten projekt gdzieś tam majaczy zawsze w przyszłości…

Trzeba poczekać. Farba musi wyschnąć i takie różne rzeczy.

Ale sztuką cierpliwości jest to, że zwłaszcza przy tym oczyszczaniu, to wymaga nie dosyć, że tego wysiłku, o którym mówiłyśmy, to jeszcze to zajmuje dużo czasu, ty się możesz zniechęcić, coś w trakcie może nie wyjść, jakiś problem, tak że to wszystko wymaga cierpliwości i nie ma do końca ścieżki na skróty. Bo czasami jak przyjmiemy tę ścieżkę na skróty, to ten efekt będzie nie taki, jak oczekujemy. Zwłaszcza mówię tu o tych miłośnikach drewna czy forniru odnowionego, że tam jest dużo takiej dłubaniny, na przykład robienie jakichś wstawek z forniru. Ostatnio były aż cztery takie szafki na warsztatach, więc też widziałam, że osoby już trochę mają dosyć, bo już zrobiły pięć tych wstawek i już szóstej im się nie chciało, bo to wymaga takiej pokory, cierpliwości, czasu. Czasem lepiej coś odłożyć i wrócić do tego później, niż robić to byle tylko jak najszybciej skończyć, bo to się u mnie też kończyło jakimś dramatem, że się spieszyłam, źle to zrobiłam i było brzydko po prostu. Więc cierpliwość i pokora, to jest to, czego ja się nauczyłam przy tych meblach i akceptuję teraz to, że ileś czasu to musi trwać. To jest też dla mnie taka lekcja. W sumie cieszę się, że są jakieś obszary, gdzie nauczyłam się być cierpliwa.

Przełożyło się to na inne aspekty?

Czy ja jestem cierpliwa w innym rzeczach w moim życiu, to nie wiem, ale staram się.

W sensie, to, co mówisz o pokorze, o tym zrozumieniu. Ja myślę, że gdzieś tam podświadomie to się przekłada. Ja zawsze się śmiałam, że jak byłam młoda, to się jeszcze dużo modliłam, i tak się gorąco żarliwie modliłam, żeby mieć cierpliwość, naprawdę.

Tak?

Bo byłam strasznie niecierpliwa. I się śmieję – Bóg dał mi dziecko, wyjątkowo nerwowe jeszcze do tego i takie podobne do mnie. 

Ta cierpliwość to mój mąż zawsze mówi, że jestem strasznie niecierpliwa, że ja jestem jak żandarm, że rozdzielam zadania i oczekuję natychmiastowych efektów, a inni też mają inne tempo pracy. Więc przy warsztatowiczach też uczę się, że muszę być cierpliwa, bo to też jest takie jednak funkcjonowanie w grupie, rozpoznawanie emocji, czy ktoś jest zadowolony, niezadowolony, sfrustrowany, zniechęcony, i też poświęcać każdemu odpowiednią ilość uwagi. 

To jest też takie dla mnie wyzwanie, aby uczyć się zarządzania grupą, bo to nie tylko jest zarządzanie projektami, ale też tymi ludźmi, którzy tam są, i muszę pamiętać o tym, że każdemu uczestnikowi należy się odpowiednia ilość uwagi, pomocy, wsparcia – jedni potrzebują wsparcia fizycznego, inni z kolei nie mają do końca pomysłu, co zrobić z tym meblem i oczekują takiego wsparcia koncepcyjnego, wizualnego, bo nie widzą, nie czują do końca, jak to będzie wyglądało. Czasami potem się okazuje, że oni coś wybrali, a nie do końca są z tego zadowoleni, więc też jakby moją rolą jest pilnowanie tych wszystkich wątków i to też jest w sumie ciekawe, takie doświadczenie trenerskie, psychologiczne dla mnie. W krótkim czasie z osobami wchodzimy w dosyć bliską relację, ale potem się w większości przypadków nie spotykamy i to jest też takie ciekawe dla mnie doświadczenie, i to mi się podoba.

Myślę, że bym mogła być nauczycielem – kiedyś o tym myślałam, że mam taką misję edukacyjną, lubię przekazywać wiedzę, ale też lubię, jak ludzie właśnie osiągają jakieś postępy, sama się cieszę tą ich satysfakcją. To jest dla mnie też taka duża nagroda, to nie jest mój mebel, ale że ktoś się z tego cieszy, że jest zadowolony, dumny, no to ja też jestem typem takiego belfra.

Czyli ta empatia, o której też mówiłaś wcześniej.

Chyba tak.

Zapytam cię jeszcze – bo mówisz też o pomocy w pracy koncepcyjnej. A skąd ty czerpiesz inspiracje do tych swoich kreatywnych pomysłów na te zmiany, odnowy? Bo strasznie lubię te twoje projekty właśnie, one są takie nieoczywiste, a z drugiej strony jednak wypływa z nich… Są nowoczesne, zwłaszcza jak ja myślę o tych takich odmalowanych meblach z tapetą tam w środku i w ogóle, a z trzeciej strony jednak są takie harmonijne, stonowane właśnie, to nie jest jakiś dziki liść palmy żółty na czerwonym, który jutro po prostu cię straszy.

Tak. Mam jakiś swój styl. Staram się świadomie analizować, co mi się podoba, a co nie. Podoba mi się bardzo dużo rzeczy w różnych stylach, ale równocześnie wybieram sobie takie rzeczy, które są dla mnie. Śledzę różne style we wnętrzach, obserwuję, co jest modne w urządzaniu wnętrz, więc jakby nie tylko się skupiam na meblach, tylko ogólnie lubię przeglądać gazety wnętrzarskie, jakieś blogi wnętrzarskie, katalogi takich firm, które też dbają o tę wizualną ekspozycję swoich produktów, jakieś urządzone mieszkania projektantów. To są takie dla mnie inspiracje wnętrzarskie, no i zwracam uwagę, jakie mają kształty, czy meble, czy jakie są desenie wykorzystywane, tapety, połączenia kolorów, tkaniny. I to gdzieś tam buduje we mnie też taki obraz, co mi się podoba, co bym chętnie na przykład mogła przełożyć na taki mniejszy projekt, jakim jest mebel, jakie połączenia, jakie wzory. I to jest jakby właśnie też takie świadome budowanie palety kolorów, którą lubię, połączeń, i też widzę czasami rzeczy, które mi się nie podobają i wiem, że to by też nie zagrało, tym bardziej na takiej małej przestrzeni, jaką jest mebel. Bo mamy tu taki dużo mniejszy projekt. 

No i też lubię, jak wiem, gdzie mebel będzie stał, bo to też mi pozwala łatwiej wyobrazić sobie, czy on tam ma być taką gwiazdą stylizacji, czyli przykuwać wzrok, a pozostałe elementy są bardziej stonowane, wnętrze jest urządzone w takich naturalnych kolorach, szarościach i nie ma tam zbyt wielu kolorystycznych akcentów. Taki mebel wtedy może pełnić funkcję przyciągającą wzrok i można sobie na nim więcej położyć różnych rzeczy, czy też to ma być właśnie mebel mniejszy, który jest z kolei tłem, a mamy w pomieszczeniu jakieś inne elementy przykuwające wzrok. To tak, jak w ubieraniu się i chyba we wszystkim, musi być jakiś jeden punkt, który przyciąga wzrok, a reszta pełni rolę takich trochę aktorów drugiego planu, więc to też jest ważne, gdzie ten mebel będzie stał i najbardziej lubiłam takie projekty.

Ale z tymi inspiracjami to jest taka chyba rzecz, która przychodzi z czasem, że masz jakieś wyczucie proporcji, no bo to jest też ważne. Nawet chyba fotografia jest inspirującą lekcją, z której wyciągam wnioski także na mebel, bo pewne zasady kompozycji kadru też przenoszą się tak naprawdę na mebel. Ty musisz zadbać o równowagę między górą a dołem, frontem, szufladami, więc patrzysz całościowo na ten mebel i sobie wizualizujesz miejsca, które będą akcentowane i czy one będą grały z innymi częściami tego mebla, będą się ze sobą komunikowały, że nie można przeładować jakiejś góry mebla, a dół będzie za lekki. Obowiązują tu pewne zasady, czy to malarskie, czy właśnie fotograficzne, jakiejś symetrii i harmonii, trójpodziału, akcentowania tych elementów, kontrapunktów. Tutaj taka wiedza, ona chyba wynika z całości, z tego, że trochę fotografuję i trochę rysuję, i to jest w pewnym sensie coś, co człowiek ma w sobie.

Ale to, co konkretnie mnie też inspiruje, to też oczywiście bardzo lubię oglądać realizacje innych osób. Oczywiście daleko mi do kopiowania czyichś pomysłów, ale staram się tego nie robić, chociaż bywały takie projekty, że mówiłam sobie, że muszę sobie zrobić dokładnie takie samo, bo tak mi się podoba, ale raczej unikam tego. Ale na przykład coś potrafię wyciągnąć, że ktoś zrobił jakiś tam projekt i jakiś jeden element zwrócił moją uwagę, i ja gdzieś tam tylko to rozwijam, ten wzór, czy podobny wzór wykorzystuję na innym meblu, w innym w ogóle miejscu, ale widziałam już ten wzór w użyciu, więc mi się podoba. Czyli te projekty innych osób. Na pewno mam parę ulubionych blogerek czy pracowni, które robią te meble. Lubię bardzo tapety i oglądam często jakieś wzory tapet, w ogóle zazdroszczę ludziom, którzy projektują takie wzory różne – lubię oglądać i też mnie inspirują. Dlatego też staram się wykorzystywać te tapety, bo po prostu je lubię i one są ładne, więc też sięgam do takich wzorów z tkanin czy z tapet. I jakieś tam ulubione połączenia kolorów, które lubię i je też przemycam, czarne czy z niebieskim coś, z zielonym, to są takie kolory, które lubię.

A masz – tak technicznie zapytam, to też dzielimy ten talent input, który lubi zbierać różne rzeczy – masz tak technicznie jakiś twój system, gdzie zbierasz te inspiracje?

Nie mam właśnie. Mam kilka systemów i żaden nie jest doskonały. Mam konto na Pintereście, gdzie zapisuję sobie na tablicach różne zdjęcia, właśnie są pokategoryzowane te tablice, ale mam tam taki bałagan, że ja nie wiem, czy to jest dobre. Zawsze sobie obiecuję, że siądę w końcu i posprzątam tam, i będę teraz w jakiś sposób bardziej usystematyzowany zbierała te inspiracje. Ale Pinterest jest dobrym miejscem, bo tam można sobie założyć konto, zrobić tematyczne tablice: połączenia kolorów, wzory, uchwyty, co tam tylko nas interesuje, meble z szufladami i jakby czasami coś przeglądam i widzę, że jest fajny projekt i tam można bardzo łatwo dodać do tej swojej tablicy inspiracji, więc to jest taki pierwszy system. 

Czasami zapisuję też zdjęcia w telefonie, jak gdzieś zobaczę, coś mi się spodobało i wracam wtedy, w telefonie mam w plikach. Albo zrobię zdjęcie w gazecie czegoś, co mi się podoba i mówię: „O, to może być fajne do zrobienia właśnie na meblu”. Bo to czasami są gotowe projekty mebli i mówię: „O, ten element można by było wykorzystać do dekoracji innego mebla”. Na przykład takie ramki, co robiłam na jakichś meblach, że w środku na gładkim froncie można zrobić taką dekorację z ramek, z takich listewek. I to też było na zasadzie, że gdzieś tam jakieś inne meble widziałam, robione fabrycznie, i to można też zrobić samemu taką dekorację. Czy jakieś nieoczywiste nóżki, czy uchwyty, to też lubię gdzieś tam sobie zapisywać w postaci zdjęć, ale nie mam takiego jednego dobrego systemu. Słyszałam o tej aplikacji Evernote chyba, która jest właśnie…

Mam, ale…

Ja kiedyś też to miałam, ale nie ogarnęłam tego.

U mnie to się akurat nie sprawdziło – było to kolejne miejsce, które było do uporządkowania. Mi się sprawdza, nie sprawdza ta aplikacja z Google – Keep, która jest połączona z gmailem tylko dlatego, że mam ją po prostu wszędzie pod ręką i jak coś jest, to chociaż mi ta myśl nie ginie.

Ale ona jest do robienia notatek, czy do zapamiętywania też zdjęć?

Ona jest do notatek, tak, bo ja bardziej robię w słowach, mówiąc brzydko.

Ja też tę aplikację mam właśnie do notatek bardziej, natomiast do zdjęć to jest pewien problem. To jest coś, co wymagałoby chyba większego uporządkowania. Bo ja nawet na warsztatach, jak rozmawiamy o czymś, proponuję mu jakąś tam wizualizację, no to żeby to zobrazować, to potrzebuję zdjęcia. I mówię: „Ja widziałam kiedyś taki projekt, o którym myślę, że tu można by te elementy wykorzystać…” i wtedy się zaczyna szukanie w moim telefonie, a ja tam mam kopalnię i rzeczywiście brakuje mi takiego miejsca, gdzie mogłabym łatwo do tych inspiracji wejść i może tu powinnam coś poprawić.

No to może, wiesz, pytanie do słuchacza, ktoś może ma ten system ogarnięty rzeczywiście. No bo tak z Evernote, tam jest opcja dodawania zdjęć, ale kiedy jeszcze z niej korzystałam, ona nie była na tyle idealna, żeby… Też trzeba było wejść w tę notatkę, żeby ją opisać, żeby to zdjęcie dodać, co było już pewną barierą, powiedzmy. Dobra, to słuchaj, to poruszymy ten wątek zero waste, ponieważ trochę o tym mówiłaś i dla mnie to jest też ważne…


W tym momencie stawiam trzy kropki. 

Na dalszą część rozmowy zapraszam Cię już za dwa tygodnie. Jeśli masz ochotę otrzymać powiadomienie o niej to zasubskrybuj kanał podcastu tam gdzie słuchasz oraz zapisz się na newsletter TU.  

TU znajdziesz też wszystkie notatki z rozmowy. Możesz również zostawić komentarz. Bardzo namawiam Cię do dzielenia się własnymi przemyśleniami i historiami. Możesz też pisać poprzez Instagram, zajrzyj na moje konto @agnieszka___piekarska , gdzie jestem na co dzień (poza weekendami) lub na konto audycji @w_zwiazku_z_zyciem_podcast .

Bardzo się cieszę się, że z nami jesteś. Nowe odcinki podcastu ukazują się co drugi tydzień. Już za miesiąc będę miała myślę pewną niespodziankę. A tymczasem zachęcam Cię, jeśli jakiś konkretny temat chodzi Ci po głowie, chciałabyś go przegadać lub usłyszeć w audycji to pisz śmiało poprzez instgram bezpośrednio do mnie lub mailowo na adres wzwiazkuzzyciem małpa gmail.com. 

Życzę Ci dobrego dnia lub wieczoru.

Do usłyszenia!

Spodobało Ci się? Podziel się! Zajmie Ci to parę sekund... :*

Zostaw Komentarz