Pobierz transkrypcję w formacie PDF TU | Posłuchaj odcinka TU | Przeczytaj całą rozmowę poniżej
Witam Cię bardzo serdecznie w nowym 83 odcinku.
Dziś rozmawiam z Caroliną Const, która zajmuje się Jogą świadomą traumy. Już za chwilę usłyszysz na czym polega ta metoda, gdzie Carolina się szkoliła. W temat zaangażowani są światowej sławy naukowcy z dziedziny traumy.
W tej rozmowie mówimy też trochę więcej o jodze. Carolina dzieli się swoim doświadczeniem ale także bardzo wnikliwym spojrzeniem. Bo joga to dziś bardzo obszerne pojęcie, prawie że szyld, który nie zawsze znaczy to samo w praktyce. Mówimy też trochę o tym czy sport zawsze jest dla nas zdrowy, leczniczy. Na co warto zwrócić uwagę gdy wybieramy aktywność dla siebie.
Pod koniec rozmowy poruszamy też bardzo ważny wątek – o zaufaniu do swojego ciała. Mówmy też trochę o traumie, choć więcej na ten temat usłyszysz w 2. części rozmowy, w kolejnym odcinku.
Bardzo zachęcam Cię do wysłuchania tej rozmowy. Temat jest myślę nie tylko mi niezwykle bliski, sama wyniosłam ogrom ciekawych spostrzeżeń. To jest taka rozmowa pełna szczerego, wnikliwego podejścia. Carolina opiera to co mówi na swoim doświadczeniu oraz wiedzy, badaniach naukowych. Niezwykle dobrze się jej słucha.
Jak zawsze zachęcam Cię też do zajrzenia na stronę znajdziesz tam notatki, wspomniane nazwiska, odnośnik do strony Caroliny oraz transkrypcję (za której wykonanie serdecznie dziękuję Agacie Podsiadły). Zajrzyj też na Instagram jeśli tam bywasz. Daj znać co Ciebie najbardziej poruszyło w tej rozmowie. Jestem bardzo ciekawa jak ta rozmowa zarezonuje z Wami.
A teraz już zapraszam Cię do wysłuchania dzisiejszej rozmowy.
Cześć, Carolina.
Cześć, Agnieszko. Dzień dobry Słuchaczkom i Słuchaczom W związku z życiem.
Carolina, gdybyś mogła tak wprowadzić nas w ten temat jogi, którą się zajmujesz, bo to, myślę, jest coś, co nas poprowadzi w różne kierunki i tam mam też ileś pytań do tego szczegółowych. Natomiast gdybyś mogła trochę powiedzieć o tej jodzie, którą praktykujesz, której też uczysz.
Jasne. Więc tak najogólniej, zajmuję się hathajogą, jogą nidra, czyli powiedzmy relaksacją, tak najogólniej, jestem też trenerką personalną kliniczną, aromaterapeutką, ale dziś będziemy rozmawiać o takim bardzo szczególnym stylu hathajogi, który właśnie przedstawiam w naszym kraju i jest nią joga świadoma traumy. To jest relatywna nowość, bo rozwijana jest od niespełna 20 lat w Centrum Traumy i jako że jest to hathajoga, to może wyjaśnię, na czym ta hathajoga polega. To jest taki rodzaj jogi, w której przez ruch, przez pozycje ciała, ale też techniki oddechowe, techniki uważności rozwijamy i harmonizujemy nasze ciało, wpływamy na układ nerwowy, no i jeśli kogoś to interesuje, to również wspieramy samorozwój, duchowość. Więc my, w Centrum Traumy, tę hathajogę zaadaptowaliśmy w bardzo szczególny sposób, po to, by wspierać leczenie kliniczne złożonej traumy, zespołu stresu pourazowego, znanego Wam może pod takim dość popularnym ostatnio skrótem PTSD. Więc to są takie nasze cele kliniczne i ta joga, którą teraz przedstawiam Polkom i Polakom właśnie dla osób z takimi doświadczeniami, została zmodyfikowana, dostosowana.
A mogłabyś trochę opowiedzieć właśnie o tej swojej certyfikacji, o tym Centrum, bo wiem, że tam są zaangażowane bardzo duże autorytety też światowej sławy, nazwijmy to, w dziedzinie traumy.
Zgadza się, bo jogę świadomą traumy stworzył i w ogóle to pojęcie joga świadoma traumy, czy z angielskiego Trauma-Sensitive Yoga, Trauma Informed Yoga, stworzył David Emerson, czyli twórca tej metody. Ona 20 lat temu jeszcze nie istniała. David mieszkał w Massachusetts, to jest takie zagłębie traumatologiczne, gdzie rzeczywiście te sławy traumatologii mieszkają, działają i w naturalny sposób, też chociażby z tych geograficznych powodów ich idee przenikają się, łatwo im się spotkać. I właśnie David Emerson, wówczas nauczyciel jogi i pracownik socjalny, przebywał dość blisko Centrum Traumy, czyli ośrodka kliniczno-badawczego założonego ponad 30 lat temu przez Bessela van der Kolka – być może część Słuchaczek kojarzy to nazwisko – i to on pomagał właśnie budować najistotniejsze badania kliniczne, publikowane później w recenzowanych czasopismach psychiatrycznych, które ugruntowały jogę świadomą traumy jako wiarygodną metodę pracy z traumą. I to też w Centrum Traumy odbywały się również te badania, do niedawna, bo właśnie finalizujemy pierwsze, ogromne, niezależne studium nad tą metodą, które realizowały dwa oddzielne ośrodki, już nie Centrum Traumy, więc to też jest duży krok.
I te wszystkie badania – bo mówimy o 20 latach badań, o dwóch ponad milionach grantów rządu amerykańskiego na te badania – które umożliwiało nam też wejście w struktury. Bo Centrum Traumy zorganizowane jest w strukturze innego ogromnego rządowego instytutu, Justice Resource Institute, gdzie z kolei zielone światło dawał nam inny badacz traumy – Joseph Spinazzola, który przewodził Instytutowi Badań i Ewaluacji. To jest taka bardzo innowacyjna społeczna instytucja, która podejmuje się najtrudniejszych tematów i wprowadza nowe praktyki społeczne, pomaga różnym grupom wykluczonym i jest dość znana też z tego, że ta przeciwtraumatyczna praca w Justice Resource Institute też jest realizowana nie tylko na samych zajęciach, ale w całej strukturze organizacji, w całej komunikacji organizacji. To nie jest po prostu jakieś działanie wymyślone, tylko rzeczywista postawa życiowa. No ale z Centrum Traumy na pewno część twoich Słuchaczek kojarzy takie znamienite imiona jak Janina Fisher, jak Arielle Schwartz, jak Stephen Porges, który wielokrotnie współpracował z naszymi badaczami. Możemy też sobie powiedzieć o Judith Herman, która bardzo niedaleko mieszka, więc to są takie działaczki, działacze, którzy zrewolucjonizowali to, jak widzimy dzisiaj traumę i to też, jak podchodzimy do jej leczenia, do wychodzenia z takich trudnych skutków.
Wiesz co, jeszcze się zatrzymałam na Stephenie Porgesie. To jest…
Teoria poliwagalna.
Na ile ją rozumiem właśnie, bo wiem, że jest ona jakoś tam skomplikowana, ale zrewolucjonizowała, bo pokazuje tę teorię nerwu błędnego, który jakby zaczyna w naukowy sposób łączyć w końcu… Być takim – na ile ja to rozumiem – być brakującym ogniwem pomiędzy taką też psychosomatyką i pokazaniem właśnie, że te wszystkie rzeczy, takie bodźce i to zewnętrze i nasza psychika gdzieś poprzez ciało procesuje te wszystkie rzeczy. Tak że to jest taka rewolucja nawet w myśleniu w ogóle o terapii i gdzieś połączenie tych metod nawet fizjoterapeutycznych, czy właśnie jogicznych, czy zajmujących się ciałem z metodami stricte terapeutycznymi, psychoterapeutycznymi, które gdzieś operowały kiedyś na rozmowie, na takich rzeczach, bym powiedziała, stricte zajmujących się zmysłem, duszą.
Takich działaniach mentalnych. Zgadza się. To rzeczywiście jest jedna z niewątpliwych zasług Stephena Porgesa, że tak jasno udowadnia nam, pokazuje nam jedną z takich podstaw, w których ciało i psychika wpływają na siebie nawzajem w ogromny sposób i są nierozłączne po prostu. Nie możemy mówić – jeżeli mam to porównać do traumy – nie możemy mówić o traumie, nie mówiąc jednocześnie o tym, co dzieje się w ciele. Tak samo jak nie możemy mówić o emocjach, nie mówiąc jednocześnie o tym, co dzieje się w ciele. A nie wiem, czy można mówić o człowieczeństwie, nie mówiąc o emocjach, bo to są takie sygnały, które pozwalają nam mówić, jak się czujemy, o co chodzi w świecie, a to jest bardzo rzetelna informacja dla nas na temat tego, co nas otacza i sytuacji, w której jesteśmy. Więc Stephen Porges dał nam taką wspaniałą, bardzo szeroką podstawę, żeby zrozumieć te wszystkie praktyki somatyczne, czyli oparte na ciele, bo joga świadoma traumy jest jedną z nich. Bo od wielu lat istnieje doświadczanie somatyczne Petera Levine’a, istnieje TRE Berceliego, istnieje metoda Lowena, istnieje też psychoterapia sensomotoryczna. Natomiast każda z tych interwencji albo każde z tych podejść ma swoje własne takie centrum metodologiczne i swoje własne założenia i cele, które rzeczywiście w bardzo fajny sposób realizuje. Joga świadoma traumy ma własne, rzecz jasna, a Stephen Porges dał nam jedną z takich podstaw, żeby rozumieć lepiej to, co oferujemy osobom, które zwracają się do nas, żeby wesprzeć się w zdrowieniu.
No właśnie. Dla mnie osobiście to jest taka rewolucja, bo mam wrażenie, że w końcu nauka znajduje jakiś język na przedstawienie naukowe, nazwijmy to, tego, co od wieków jest znane. Właśnie Gabor Maté mnie fascynuje, bo on jest tym naukowcem, bardziej lekarzem, ale osobą ze świata, powiedzmy, respektowaną, która bardzo dobitnie mówi o tym, jaką szkodę wyrządzamy sobie jako ludzie, nie biorąc pod uwagę tych mądrości zgromadzonych poprzez wieki. I teraz, mam wrażenie, nauka gdzieś przez te fragmenty nowe dochodzi do tego, by przedstawić nam i być może dać tę wagę i jeszcze bardziej gdzieś nam zwrócić uwagę na to, jeśli ktoś tego potrzebuje. Bo są też osoby, które od lat praktykują jogę.
I tutaj chciałabym się zatrzymać na tej jodze na chwilę, ponieważ przygotowałam pytanie i zadam je w tym momencie, a zaraz pewnie przejdziemy do rozmowy w ogóle o traumie. Tak, jak ci też pisałam wcześniej, że byłam bardzo podekscytowana tą naszą rozmową i podzieliłam się tym też z moją przyjaciółką, że będę rozmawiać właśnie o takiej jodze. W ogóle to się śmiałam, bo twój mail przyszedł – tutaj taką anegdotę dodam – twój mail przyszedł dosłownie chwilę po tym, jak wymieniałam z inną przyjaciółką korespondencję i się śmiałam, że jak mieszkałam w Irlandii, to ja non-stop piłam takie piwo, które się nazywało Bawaria, ono było bezalkoholowe 0,00% i się śmieję: „Patrz, i ta Bawaria mnie do tej Bawarii przyprowadziła. Bo ja teraz jestem po prostu w tym Monachium”. I ona mówi: „A teraz, co pijesz?” A ja: „Teraz to już tylko Yogi Tea piję”. 😊
😊 No widzisz!
A ona: „Co to znaczy, co to znaczy?” No nie wiem, jakaś joga, czy coś?
Może twoje kubki mają jakieś biznesowe zastosowanie w przewidywaniu trendów, słuchaj, twojego życia 😊
Ja lubię takie znaki, ale wiesz, tak mnie to rozbawiło…
No to uważaj, co tam wlewasz.
No na razie jestem wierna tej kurkumowej herbacie. Moja przyjaciółka chciała mnie namówić na jakieś angielskie herbaty, ale się nie daję. W tym momencie otwieram mail i czytam maila od ciebie i po prostu, aż tak sobie pomyślałam: „O, tak szybko, ależ tak szybko by to działało, niesamowite!” Ale tutaj taka anegdota, ale wrócę do tego pytania, które zadała mi ta druga moja przyjaciółka, mówiąc: „A wiesz, te jogi, jogi, teraz już wszystko wymyślą takie różne. O co chodzi? Czemu ludzie nie mogą się trzymać tej jednej jogi?” I wiesz co, ja nie mam takiej wątpliwości, ponieważ ja bardzo dobrze gdzieś tam rozumiem i teraz też, jak wyjaśniłaś, że jest to adaptacja pewnej metody na jakieś potrzeby. To tak, jak medytacje zaadoptowano, badano też naukowo i całą uważność. Jon Kabat-Zinn opiera się przecież na tych metodach, których nie wymyślił, tak?
Tak. On też stosuje takie krótkie sesje jogi w swoich metodach. Wiesz, rozumiem absolutnie dezorientację dzisiaj, kiedy mówimy o jodze, kiedy mamy milion różnych nazw i takich naprawdę kosmicznych dla mnie czasami też hybryd tego, co się nazywa jogą, bo joga się świetnie sprzedaje. Jeżeli dodamy dzisiaj do czegoś „joga”, to to ma jakiś konkretny komunikat rynkowy, który jest bardzo atrakcyjny. Natomiast, tak zawracając do twojego pytania, jogi jednej nigdy na przestrzeni tysiącleci nie było. I jeżeli zagłębimy się w historię jogi, to była ona bardzo, ale to bardzo zróżnicowaną praktyką od samego swojego początku. Więc jednej jogi nigdy nie było. Ta dzisiejsza, najbardziej popularna joga, taka najpowszechniejsza po prostu to jest joga posturalna – taka, w której działamy ciałem – i ona ma niewiele ponad sto lat w swojej historii. Nie chcę tutaj teraz off topować jakoś wybitnie, na pewno będę się tym zajmowała na swoim blogu i w swoich podcastach, tak żeby właśnie odplątać to, czym są te wszystkie nazwy jogi, różne nurty jogi, bo takich tradycyjnych jest cztery. Ale kiedy mówimy, najczęściej, kiedy słyszę, jak ktoś mówi o rodzajach jogi, to najczęściej odnosi się właśnie do tej jogi posturalnej, czyli formy hathajogi, tej takiej fizycznej jogi, które skupiają się na takich różnych sferach, odznaczają się różnymi praktykami, różną intensywnością. Więc wtedy po prostu mówię o tym, że to są różne style w obrębie jednej z tych tradycji jogi, którą jest joga hatha.
Joga zawsze była niezwykle elastyczną praktyką i to jest jej ogromna siła. Bo jeżeli przetrwała przez tyle tysiącleci, to znaczy, że miała jakąś wartość. Potrafiła się też odnaleźć w nowych czasach. Rzeczywiście dzisiaj mamy możliwość też wybrania takiej jogi, takiego stylu, który nam odpowiada, naszemu temperamentowi albo naszym potrzebom. Moja joga własna też zmieniała się ogromnie na przestrzeni lat i stosowałam ją też w różnych kontekstach mojego życia i była naprawdę diametralnie różna. Więc to jest fajne, natomiast trzeba mieć uwagę i tutaj też – szczerze, był to jeden moment nie do końca profesjonalny, kiedy moje serce zapikało do Gabora Maté, gdyż w jednym ze swoich wykładów odpowiedział na pytanie z publiczności. Ktoś pytał o to, co pomaga w chronicznym stresie, gdy żyjemy w takim środowisku jak dzisiejsze? I Maté odpowiedział – tak z pamięci to mówię – cokolwiek, co pomoże ci zbudować świadomość ciała i emocji, na przykład – i on tam podał kilka przykładów – między innymi joga, przy czym zaraz podkreślił: „Nie bikram joga, nie joga fitnessowa” i wtedy pomyślałam sobie: „Yes!” Bo jest to jeden z takich mitów, że joga jest takim panaceum i jakkolwiek się jej nie zrobi, to ona zawsze będzie miała skutki, a to nieprawda. Ponieważ pewne działania jogi opierają się na konkretnych działaniach naszego układu nerwowego, które też wpływają na naszą fizjologię i taka joga fitnessowa po prostu nie ma jakiejś takiej fizjologicznej racji bytu zwyczajnie.
Nie można wszystkiego wrzucić do jednego worka, nazwać tego jogą i to wtedy automatycznie się nie stanie jogą. Więc to było bardzo fajne, co powiedział Gabor, bo rzeczywiście ten element uważności, element pewnego nastawienia jogicznego, nieprzemocowego, przyjmującego, akceptującego, uważnego, niemieszającego się też z naszymi emocjami czy ambicjami, a takiego uważnego świadkowania tego, gdzie jesteśmy i bycia w tym, gdzie jesteśmy, jest podstawą jogi i bez tego nie możemy po prostu mówić o jodze. Nieważne, co zrobimy, jak perfekcyjnie, to będzie wówczas jakiś fitness czy jakaś kultura fizyczna, ale tego elementu jogicznego po prostu zabraknie. I jeżeli chcemy w jodze osiągnąć jakieś korzyści, które tak ją zaskarbiły zachodowi, to musimy o tę uważność, o ten odpowiedni oddech, o to nasze nastawienie zadbać w tej praktyce.
Więc mimo że mówimy o hathajodze, o takiej jodze, w której się ruszamy, to z zewnątrz może to wygląda, że to są te nasze główne działania, to tak naprawdę ta największa praca odbywa się wewnątrz nas i w umiejętnie przeprowadzonej hathajodze, nawet jeżeli wykonujemy intensywną pracę ciałem, to nadal ten oddech będzie taki, że nie pobudzi współczulnego układu nerwowego, jak to się ma w fitnessie, czyli nie wejdziemy w stan pobudzenia, ale będziemy w sobie utrzymywali ten stan relaksu, spokoju, nawet przy ciężkiej pracy.
Ok. A mogłabyś trochę rozwinąć, ponieważ ja nie jestem zbyt wielką fanką, żeby nie powiedzieć antyfanką, tych fitnessów wszystkich. W sensie nie odpowiadają mi one i to mnie tu zaciekawiło, tak mi zabrzęczało, ale chciałabym to rozwinąć, bo być może brzęczy nie tam, gdzie trzeba…
Jasne.
Jakieś zło się uruchomiło 😊 na podstawie zasłyszanych rzeczy, nadinterpretacja. A mogłabyś rozwinąć ten wątek z tym pobudzeniem właśnie. Bo wiesz, mówi się, że jakikolwiek sport, tak naprawdę, redukuje stres, pomaga… Jakby sport to zdrowie.
Sport to zdrowie, tylko chodzi o to, żeby sport był sportem służącym zdrowiu, a nie nadużyciom. I nawet jeszcze… Będę sobie pozwalała brać przykłady z mojego traumatycznego podwórka. Nawet wśród naszych klientów z traumą, bo wiele osób z traumą, z głębokimi traumami, to są wysoko funkcjonujący często eksperci, którzy nadal cierpią i my w życiu byśmy nie powiedzieli, że oni zmagają się z takimi trudnościami w swoim wnętrzu. Więc jakby chciałabym to powiedzieć. Ale zarówno Stephen Porges, którego już dzisiaj wspominałyśmy, jak i Gabor Maté, mówią jasno, że nasze środowisko dzisiejsze jest niezwykle stresujące, nasza socjalizacja, to jak jesteśmy wychowywani, za bardzo nie służy byciu człowiekiem takim spokojnym i szczęśliwym, dlatego że tam jest niesamowita doza ciśnienia i dyscypliny…
Zdobywania.
Tak. I jednym z takich centralnych mechanizmów, które widzimy u osób z traumą, które przychodzą do nas na zajęcia, jest tak zwany mechanizm dysocjacji, czyli takiego – to tak teraz hasłowo tylko powiem, możemy to sobie potem zgłębić – ale to jest taki mechanizm odłączenia się, fragmentacji różnych części nas, ale też może to być też odłączenie nas od naszego ciała i od wrażeń, które z niego płyną. Fragmentujemy sobie naszą rzeczywistość zewnętrzną i wewnętrzną tak, żeby móc sobie lepiej poradzić, bo całego obrazka nie jesteśmy w stanie akurat w tej chwili, gdy on się wydarza, przerobić tak, żeby się nie rozpaść. I jeżeli nawykowo dysocjujemy, a nie trzeba mieć traumy, żeby dysocjować, gdyż od najmłodszych lat jesteśmy zachęcani do tego, żeby się odłączać od naszego ciała. Słyszymy: „No zjedz do końca, bo babci będzie smutno”. Słyszymy w szkole: „No, trzeba było iść do toalety na przerwie” albo: „Nie wierć się”, „Siedź spokojnie”. A potem w pracy nagle się okazuje, że różne zachowania, które możemy urzeczywistnić dzięki temu, że nie słuchamy naszego ciała, są nagradzane. Czyli bierzemy kolejną nadgodzinę – ten to chory, gorączka, ale do pracy przyjdzie i na deadline wszystko gotowe, prawda? Albo jeszcze wracając do fitnessu – ta to, kurczę, kosa, dzień w dzień na siłowni i zasuwa takie treningi, że głowa mała.
A może być tak, i wiemy, że tak bywa, że jeżeli jesteśmy odłączeni od naszego ciała – już w takim kontekście fitnessowym – to jeśli nawykowo nauczyliśmy się ignorować to, co z niego płynie, to możemy na czas nie zauważyć bólu, który się pojawia i który nie jest tym dobrym bólem, który mówi nam: „Ok, jesteś na jakiejś swojej granicy, to jest ten dyskomfort i jak w nim trochę wytrwasz, to będziesz gdzieś dalej”. Tylko to jest ból, który mówi: „Uwaga, bo zaraz zdarzy się kontuzja. Uwaga, bo twój układ nerwowy jest przeciążony i potrzebuje odpoczynku. Uwaga, jesteś przemęczona”. Śpisz któryś tydzień po pięć godzin na dobę i jak nie śpisz, to się nie regenerujesz, jak nie odpoczywasz, to się nie regenerujesz i jakbyś się nie dociskała na tej bieżni czy na jakimkolwiek innym treningu, to on ci niewiele przynosi, eksploatujesz swoje ciało, zamiast je budować. I jeżeli mamy w nawyku to odłączanie, to my naprawdę tego nie rejestrujemy. Ale to, że my tego nie rejestrujemy na poziomie świadomym, nie oznacza, że to nie zachodzi w naszym ciele. Czyli nasze ciało non-stop schodzi ze swoich bateryjek i non-stop schodzi na deficyt i prędzej czy później to się gdzieś odezwie.
Żeby nie było, ja naprawdę nigdy nie chciałam zajmować się jogą. Kochałam kettlelbelle, kochałam boot campy, zajmowałam się różnymi sztukami walki i byłam przekonana, że jak wejdę na salę jogi i jak postoję dwie minuty, to zacznę chrapać, przewrócę się na bok i w ogóle nie wiem, po co tam. Więc ja naprawdę rozumiem to stanowisko i też żyjemy w takim świecie, który nas ciągle stymuluje, więc bycie w jakimś takim spokoju, gdzie za dużo rzeczy się pozornie nie dzieje – bo to, że nie dzieje się nic wokół, to nie znaczy, że się w nas nie dzieje – potrafi być trudne dla nas do zniesienia. Plus też to takie przestymulowanie jest często jednym z takich mechanizmów, który pozwala nam zwiać od tego, z czym nie chcemy się konfrontować – z intensywnością jakichś uczuć, z jakimś wspomnieniem, z jakimś stanem – i to widzimy też w czasie pandemii. Nagle ugrzęźliśmy w domu i nagle nie ma gdzie wiać, ciężko.
Tak, to jest trudny okres też z tego powodu.
Tak. I fitness jest ok, tylko trzeba – i to też jest taka moja osobista wiadomość dla osób, które zajmują się treningiem personalnym czy fitnessem w ogóle – żeby zwracać na to uwagę w tym, jak prowadzimy naszych klientów, żeby oni się nie eksploatowali. Jeżeli mamy klienta, który pracuje po 10 godzin dziennie, to jak on sobie zasunie wysokiej intensywności trening pięć razy w tygodniu, to co ma mu dać ten trening? Nie dość, że mu ten układ współczulny, który jest powiązany z pobudzeniem, mobilizowaniem zasobów naszego ciała do walki lub ucieczki – też oczywiście on jest związany z pobudzeniem koncentracji, z taką uważnością zadaniową, że ja teraz tutaj jestem i nie gubię wątku z tobą, prawda? Że jestem na tyle pobudzona, że w środku zdania gdzieś sobie nie odpływam. To też jest odpowiednio pobudzony układ współczulny.
Przez długi czas uważano układ współczulny za ten zły. Ten układ współczulny to jest ten zły, stresowy, a ten przywspółczulny to jest ten regeneracyjno-trawienno milutki. Stephen Porges pokazał, że układ przywspółczulny też ma swoją ciemną stronę, taką pierwotną, która też służy obronie. Więc ten układ współczulny jest w porządku, tylko jeśli on non-stop jest pobudzany i tylko w tym pobudzeniu współczulnym funkcjonujemy, to jest zaburzona nasza równowaga. My jesteśmy stworzeni po to, aby oscylować między jedną a drugą stroną naszego autonomicznego układu nerwowego i sobie z nich korzystać w zrównoważony sposób. Żeby po jednej wracać w drugą i wykonywać dzięki nim zadania, na które akurat mamy ochotę, czy to jest na przykład wysiłek fizyczny, czy to jest na przykład odpoczynek albo czerpanie przyjemności. Bo odpoczynek i czerpanie przyjemności na takim haju układu współczulnego jest bardzo trudne, bo on jest bardzo też zorientowany na zewnątrz, podbija nam percepcję, jesteśmy przygotowani do reakcji, nasze mięśnie, nasze tętno przygotowuje się do tego, żeby zaraz zadziałać.
No i w fitnessie… Jeżeli ktokolwiek kiedyś widział takich fitnessowych „zwierzaków”, to pompują kawę albo tak zwane przedtreningówki, żeby właśnie pobudzić ten układ współczulny, bo dzięki temu oni są w stanie potem lepiej znieść ten trening, mieć lepszą wydolność, mieć lepsze efekty, lepiej wykorzystywany jest cukier wtedy za sprawą kortyzolu, który się wtedy wydziela i adrenaliny, nasze mięśnie są bardziej zdolne do wysiłku fizycznego, mamy lepszy dostęp do tlenu, żeby ten wysiłek fizyczny sobie podciągnąć wyżej, na jakąś wyższą poprzeczkę. Tak więc taki fitness wysoko – nie mówię o pilatesie, pilates nie jest tego typu formą – ale mówię o tych takich wszystkich wysiłkach, które są aerobowe albo anaerobowe, czyli jakieś aerobiki, body pumpy, bieganie inne niż jakiś tam truchcik, tabaty, spinningi, sztuki walki, boot campy to jest wszystko na wysokiej intensywności. I ona jest fajna, ale jeżeli przez 10 godzin w pracy żyjemy na stresie, a potem idziemy na trening, żeby jeszcze się wbić dalej w stres, a potem wracamy do domu i mamy, nie wiem, raptem może dwie godziny na wyluzowanie, ale na przykład mamy dzieci, albo cokolwiek, albo nawet nie to, po prostu już jesteśmy…
Konto na social mediach.
Tak. Dokładnie.
À propos ciągłej reakcji.
Dokładnie. Jesteśmy cały czas pobudzani. A potem mamy jeszcze zasnąć, mamy iść spać. I mamy tak z zegarkiem w ręku – sześć godzin, pięć pięćdziesiąt pięć mi zostało. Mam pięć pięćdziesiąt pięć, żeby się wyspać. To tak, nie dość, że już w ogóle na starcie sobie ciśnieniujemy, że masz deadline, bo szósta rano wstajesz i masz być skowronkiem. No to zaczyna się robić takie bardzo toksyczne środowisko i wiemy, że nasze czasy nas dociskają, wiemy, że w tych dociskających czasach, stresujących czasach, gdzie jesteśmy non-stop oceniani, non-stop ewoluowani, gdzie żyjemy non-stop w niepewności, bo to pokolenie, w którym ja się urodziłam – lat 80. – wychowało się już w kapitalizmie, gdzie już nie ma bezpieczeństwa zatrudnienia, wiele osób pracuje na „śmieciówkach”, jest niepewna sytuacja społeczna, trudno jest o mieszkanie bez pomocy z zewnątrz. To są niezwykle stresujące warunki. Więc jeżeli wiemy, że nasz sport, który kochamy i którym chcemy się dzielić, podbija te współczulne reakcje, no to miejmy świadomość tego, że nasi klienci nie będą przychodzili z łączki kwietnej, wyspani i uchachani, bo ich życie jest chmurką, tylko starajmy się dostosować też tę aktywność do tego, żeby nie eksploatować, tylko żeby rzeczywiście ten sport służył wzmocnieniu ciała.
Każde wyzwanie dla naszego ciała, sport również, jest reakcją stresową. Trening jest reakcją stresową. Tak na poziomie fizjologicznym nasze ciało przechodzi stres wtedy. A to, że potem się uwalniają endorfiny, że my się czujemy dobrze, że też dzięki temu, że się ruszamy, nasze tkanki lepiej pracują, że też napięcie uwalniamy treningiem, to to jest już potem. Ale jakby sama ta faza tego treningu to jest stres dla ciała. Kiedy wykonujemy wysiłek, to się stresujemy, tak jesteśmy skonstruowani.
Ja się bardzo stresuję. Jakby to jest dla mnie bardzo logiczne i teraz nawet jak opowiedziałaś i nazwałaś mi właśnie to, co… Jak mieszkałam w Irlandii, to zapisałam się na piękną siłownię, ona była w takiej piwnicy, ale wiesz, basen, siłownia w ogóle, takie spełnienie marzeń takich mnie bardzo młodej oglądającej seriale o takim właśnie, do czego powinnam aspirować…
O, fuuu! 😊
Kim chciałabym być. Wisz, teraz mówię o tym, trochę się śmieję, ale ja mam ciągle mnóstwo koleżanek, które żyją w tym przekonaniu i na mnie patrzą jak na jakiegoś dziwoląga, który tak trochę z boku się tego trzyma. Natomiast pamiętam wtedy, że zapisałam się na tę siłownię, żeby oczywiście schudnąć i tam dostałam od trenerki – trafiłam na fajną polską trenerkę Magdę, przegadałyśmy wiele godzin…
Pozdrowienia dla Magdy 😊
I ona mi to tam rozpisała i ja nie byłam w stanie tam chodzić. Nie byłam w stanie tam chodzić, chociaż było to takie właśnie „wow” i teraz sobie przypominam, nie dość, że tam ten stres od tych ćwiczeń, to jeszcze przecież cały ekosystem siłowni jest skonstruowany tak, żeby podbijać ten kortyzol tymi telewizorami, na których lecą wiadomości, breaking news po prostu non-stop. I masz jak ten chomik tam biec i jeszcze się podkręcać, jaki ten świat jest okropny. I myślę sobie po prostu, jakie to wszystko jest toksyczne. Ale wiesz, dużo o tym mówimy, a potem i tak się dużo ludzi w to ładuje. Z jednej strony mówimy: medytujmy 15 minut dziennie, a potem dbajmy o formę. I ja mówię tutaj oczywiście: my, monolit. Myślę sobie o social mediach, gdzie jakby też jest bardzo dużo różnych osób z różnym podejściem, więc tak się cieszę, że to mówisz, bo gdzieś to jest takie w końcu nie tylko na zdrowy rozum, ale też podbite tymi informacjami od środka, jak to działa. Być może ktoś teraz słuchając, nie tylko usłyszy, że brzmi to toksycznie, ale ten mechanizm…
Znaczy, Agnieszko, ruch jest super, fitness jest super, tylko róbmy to w zrównoważony sposób, w taki sposób, który jest skontaktowany z nami. Jeżeli wiemy, że spaliśmy bardzo krótko, to nie idźmy na tę siłownię, tylko pójdźmy się wyspać, bo sen jest naprawdę bardziej fundamentalną potrzebą dla naszego ciała, niż to, ile dziś wyciśniemy na sztandze. Więc jakby tutaj ja jestem przeciwna tworzeniu takich mitów, że coś jest dobre na wszystko albo że coś jest jedyną metodą. Nie ma czegoś takiego. Jest jakiś nasz własny środek i to, co nam służy, też zmienia się w stosunku do różnych wymogów. Akurat tego dnia, czy w tym etapie naszego życia. To, że coś robiliśmy dwa lata temu i to nam zadziałało, nie oznacza, że zadziała akurat teraz.
Więc po prostu zawsze apeluję do tego, żebyśmy słuchali naszego ciała, bo ono jest bardzo mądre i ono naprawdę nam wszystko powie i jeżeli poczuje, że my naprawdę jesteśmy po tej samej stronie, że my nie stawiamy się naprzeciw, że mamy je dociskać, mamy je dyscyplinować i masz tutaj dzisiaj wyrobić tyle kalorii i tyle i tyle celów treningowych i tyle zrobić w pracy, to ono naprawdę wyluzuje i też będzie po naszej stronie. Tylko my też musimy zacząć je czuć, zacząć je szanować, bo dociskanie się wbrew naszemu ciału – nawet jeżeli ono temu sprosta, bo nasze ciała są super i nawet jak je tak okropnie traktujemy, to one nadal dają radę – to też mają swoje granice i jeżeli gramy w jednym zespole, to naprawdę zajdziemy dalej. Więc to odpuszczanie czasami może nam przynieść większe efekty niż dyscyplinarne takie, niemalże musztrowe dociskanie się, taka niby dyscyplina.
Ale właśnie à propos tego sportu, bo to jest bardzo ciekawy wątek. Tak się we mnie pojawiło takie pytanie, jak powiedziałaś, bo jestem bardzo, bardzo za tym. Zresztą tutaj przechodzimy przez takie tematy, które z różnych stron dochodzą do tego punktu i nawet się w głowie z siebie śmieję, ile jeszcze musisz usłyszeć razy, że masz szanować i słuchać swojego ciała, żeby w końcu zacząć to stosować, tak.
Ale słuchaj, Agnieszko, to nie jest takie łatwe, bo chodzi o to, że jeżeli nie jesteśmy przyzwyczajeni… To znaczy, ja tam byłam, ja byłam totalnym freakiem siłownianym, ja więcej czasu czasami tam spędzałam, to był mój dom, to była moja druga rodzina, kiedy przeprowadziłam się do Skandynawii. I kiedy my tak bardzo utożsamiamy się z tą naszą ścieżką fitnessową, to ona jest nam niesamowicie droga i to, co osiągamy na przykład na jakimś treningu, wiąże się dla nas z jakimś poczuciem, że potrafimy, że naprawdę się do czegoś nadajemy, to nam daje jakąś taką bazę życia. Bo rozumiesz, dla wielu osób, dla których fitness jest taką regularną częścią życia, to jest taka jakaś ostoja i też widzę to w kryzysach – to jest taki mechanizm radzenia sobie z czymś. Wiem, że jak pójdę na siłownię, to jest 50 minut treningu i ja jestem tylko tam. I to jest dla wielu osób – dla mnie też było – niesamowitą ulgą. Więc jeżeli na przykład to się nam zabierze, to potem zaczyna być nam trudno…
Ja myślę też, że na tym – tak ci wejdę w słowo – bazuje ogromny sukces całej już, nazwijmy to, gałęzi przemysłu, tych trenerów, trenerek, celebrytów, oni nam gdzieś dają takie poletko, gdzie możemy mieć kontrolę, odnosić sukcesy i jeszcze jest to społecznie bardzo nagradzane, tak?
Tak. Tylko no to musi być takie zdrowe poczucie kontroli, no bo jeśli ta kontrola funkcjonuje tak… Bo możemy czerpać z tego przyjemność – super, idę na trening, zrobię to, co mam i nawet gdy czuję, że jest jakiś trudny moment w moim życiu, to tam będę miała tę ulgę, że ja wiem, że jak ja dobrze podejdę do tego treningu, dobrze przed nim zjem, dobrze po nim zjem, dobrze się nastawię psychicznie, to będzie tak, jak ma być. To jest takie przewidywalne i daje nam jakieś poczucie bezpieczeństwa, w jakimś tam na przykład chybotliwym momencie. Ale jeżeli myślimy o tym w takim sensie, że jeżeli ja dzisiaj nie pójdę, to będzie hardcore, bo wtedy już w ogóle nie czuję, że nad niczym nie mam kontroli, muszę tam pójść, żeby poczuć kontrolę, to to już jest takie kompulsywne trenowanie i to już jest taka niezdrowa nasza relacja z treningiem, prawda? Jeżeli treningi zachodzą kosztem na przykład realizacji jakichś naszych celów towarzyskich, naszych więzi – bo znam też takie osoby – no to zachodzi tu jakaś taka toksyczna relacja ze sportem, taka, że już powinniśmy się zastanowić, czy naprawdę my w taki zrównoważony sposób trenujemy.
To jeszcze zadam ci to jedno pytanie, które gdzieś tam miałam w głowie, a potem chyba zrobimy trzy kropki i dokończymy w kolejnej rozmowie.
Jasne.
Jak zaufać ciału, z którym straciło się kontakt, nie wiadomo nawet kiedy? Bo wiesz, tak sobie pomyślałam, jak mówiłaś o tej mądrości ciała, wtedy pomyślałam sobie, czy rzeczywiście takie ciało, które nigdy nie miało takiej szansy rozwinąć tej mądrości, czy nigdy mu nie ufaliśmy, czy rzeczywiście to jest jak skok w przepaść prawie – zaufać swojemu ciału?
Bo to się wydaje, że to jest taki banał. My wszyscy mamy ciała, to wszystko o nich wiemy. Tak ogólnie to traktujemy – no przecież mam ciało, o co ci chodzi? Zaczęliśmy traktować je za pewnik i to w ogóle poruszyło mnie poruszenie w twoim głosie, bo czuję, że naprawdę jakby czujesz sytuację takiej osoby, która jest od swojego ciała odłączona. Ja miałam to szczęście, że jogą dość długo się zajmuję i kiedy weszłam we własną psychoterapię, to joga była cały czas ze mną i miałam to połączenie, ale pamiętam i to był chyba tak naprawdę taki moment, który skierował mnie w stronę jogi dla traumy. Kiedy pomyślałam sobie, kurczę, jak ludzie, którzy w ogóle nie mają kontaktu z ciałem, jak oni w ogóle są w stanie przez to przejść. Bo to było dla mnie trudne.
I to pytanie, które mi teraz zadałaś, jest pytaniem, które często na przykład zadają mi psychoterapeuci albo pracownicy kryzysowi, którzy biorą udział w moich szkoleniach. To naprawdę się często pojawia. To, że w gabinecie mamy osobę, która nic nie czuje w ciele, czuje pustkę, nie wie, jak czuć. Mamy dorosłą osobę, która nie wie, jak czuć. W ogóle nie wie, jak czuć jej własne ciało i pojawiają się takie pytania, że jeżeli nie czujesz swojego ciała, to jak wiesz, że jesteś głodna, jak wiesz, że jesteś zmęczona? Jeżeli nie czujesz swojego ciała, to jak masz w nim poczuć przyjemność, jak dosięgnąć w ogóle odpoczynku, jeżeli nie czujemy naszego ciała. To są wszystko cielesne doznania i ciało nie jest naprawdę tylko ciałem, to nie jest jakaś maszynka, którą mamy, żeby przejść od punktu A do punktu B w życiu. Tylko ciałem czujemy całą naszą rzeczywistość: my wiemy, że jest zimno, ciepło, że jest przyjemnie, że ktoś jest blisko nas, że właśnie wykonujemy jakąś pracę i jest fajnie, że jesteśmy tutaj, to, że ja wiem, że tu jestem, wiąże się z tym, że czuję, że na czymś siedzę, że czuję włosy, które opadają mi na twarz, że czuję, gdzie leżą moje dłonie. Wiem, że patrzę teraz na monitor i widzę ciebie – to wszystko mówi mi, że jestem teraz tutaj w swoim ciele. Jeżeli tego nie wiem, jeżeli tego nie czuję, to naprawdę zaczynamy poruszać się przez świat, jak takie duchy, bez jakiejś konkretnych jakości, bez przywiązania, bez zakotwiczenia w tym, co się dzieje.
Kiedy pracujemy z traumą, to jest jedno z takich centrów tego, co robimy. To jest takie wracanie do ciała w bezpieczny sposób. Ja tak to konceptualizuję, że ta praca, którą wykonujemy w jodze świadomej traumy, to jest takie odplątanie takiego somatycznego, czyli takiego cielesnego, takie odplątanie cielesnego pomieszania. Bo tak, nic nie czujesz w swoim ciele i żeby coś w nim poczuć, nie wystarczy, że sobie powiesz: „To teraz czuj to krzesło pod tobą”.
Tak. Teraz jestem tu i teraz i to nie jest takie proste.
I jak sobie myślisz: „Czuj to krzesło pod tobą”, to jesteś w swojej głowie. Jak jesteś w swojej głowie, to naprawdę mniej czujesz. Też wiemy, że intelektualizacja, racjonalizacja to są takie też mechanizmy obronne. Myślimy dużo, żeby mniej czuć. Rozumiesz?
No, rozumiem. Mam to przemyślane bardzo dobrze 😊
Jeżeli nie czuliśmy. Jeżeli mamy ciało, które nie przeszło traumy i ciało, które przeszło traumę, to ono też ma w sobie inne treści. Jeżeli przeszło traumę, to w jego środku ta trauma tkwi, więc jeżeli wejdziemy w nasze ciało, to mamy znacznie większą szansę, że gdzieś na nią natrafimy i to budzi w nas naturalny opór, że my naprawdę już nie chcemy więcej jej dotykać. No ale coś trzeba zrobić i z racji tego, że to jest moje narzędzie ta joga świadoma traumy i wiem, że ona pomaga. Jednymi z uczestniczek moich warsztatów są nauczycielki jogi, które piszą potem do mnie, jak zmienia się praca ich uczniów na jodze, nawet po jednych zajęciach, to jest naprawdę poruszające. Więc to jest taka bardzo drobiazgowa metoda, w której odplątujemy. Czyli jeżeli nie wiemy, o co chodzi w naszym ciele, to trochę nas to dezorientuje, nie wiemy za bardzo, jak to jeść, z czym, więc my tam krok po kroczku uczymy się, jak odczuwać, jak tropić różne odczucia w naszym ciele, jak odkodowywać, to co się w nim dzieje.
Ale aby to zrobić, musimy spełnić szereg warunków, czyli na przykład nie możemy mieć nauczyciela jogi, który mówi nam: „Czy czujesz, jak przyjemnie teraz otwierają ci się biodra?” Bo dla mnie to może nie jest przyjemne, to trzeba zrobić w takiej atmosferze, która budzi twoją ciekawość, która kieruje twoją uwagę, ale nie dyktuje ci, co czujesz lub co możesz czuć. Tak, żebyś sama mogła sobie wypełnić tę przestrzeń, prawda, tym co się pojawia lub się nie pojawia i to też musi być taka obecność, która jest niewartościująca. Bo jeżeli ktoś mi powie, że pożądaną głębokością wejścia w jakąś asanę jest to, a jeżeli ja nie dojdę do tego punktu, to ja się nagle poczuję jakoś niefajnie. A jak już się zaczynam czuć niefajnie, albo zaczynam czuć wstyd, że ja tam nie doszłam, albo zaczynam czuć zawód, że ja nigdy tam nie dojdę, no to to już zabiera miejsce temu mojemu doświadczeniu. Jak to zaczynamy rozkładać na takie małe kawałki, to się nagle okazuje, że ten prosty proces odmieszania jest bardzo skomplikowany.
Więc w jodze po prostu cały czas prowadzimy naszych klientów, czyli cały czas mówimy non-stop, żeby nie mogli odpływać za łatwo w te mentalne sfery, staramy się wzmacniać tę uwagę i trzymać ją przy ciele cały czas, ale też bez oceniania, bez dyktowania czegokolwiek i ten język, którym się posługujemy, to jest bardzo konkretny język, żebyśmy znowu nie odpłynęli w jakąś abstrakcję, więc w bardzo konkretną stronę tę uwagę, w bardzo konkretne zjawiska w ciele tę uwagę kierujemy. Więc to idzie na takim szlaku, żeby zauważyć jakieś konkretne wrażenia w ciele, zatrzymać się przy tych wrażeniach, bo wiemy, że jak coś jest przyjemne lub nieprzyjemne, to albo chcemy tego więcej, albo mniej, czyli dążymy do jakiejś reakcji, a my chcemy z tym pobyć. Bo jak chcemy coś poznać, to nie możemy tego od razu zmieniać, tylko trzeba w tym pobyć troszeczkę. I wiemy, że jak to jest jakiś trudny czas w naszym życiu, to też nam trudno w tym pobyć. Więc mamy taki opór i trzeba stopniowo budować tolerancję tego bycia, tę chwilkę, potem dłuższą chwilkę i tak dalej.
I kiedy już poznamy to, co się w tym naszym ciele pojawia, nauczymy się też sterować natężeniem tego, co czujemy, że możemy coś zrobić, żeby poczuć tego więcej, możemy coś zrobić, żeby poczuć tego mniej – to jest zawsze nasz wybór. To potem możemy sobie tego wyboru dokonywać, ale to już jest wybór, którego dokonujemy z pozycji poznania. Czyli czujemy coś lub nie czujemy czegoś i na tej podstawie coś sobie wybieramy, ale to już jest wybór nie nawykowy, nie reaktywny, ale taki świadomy, skomunikowany z naszym ciałem. I tym się zajmujemy, to jest taki szkielet tego, co robimy na jodze, ale jeżeli przeniesiemy to na nasze życie, to dokładnie w ten sam sposób podejmujemy wszelkie inne nasze decyzje. Więc wiemy, że to potrafi być, zwłaszcza dla naszych uczestników z traumą, którzy doświadczyli takiego chronicznego braku wyboru i często nigdy w życiu nie mieli możliwości, żeby zadać sobie pytanie: czego ja chcę? czego ja potrzebuję? co ja czuję? Ponieważ dla nich w ogóle to nie była kwestia przetrwania, to były dla nich zupełnie zbędne informacje. Ich interesowało to, co się dzieje na zewnątrz, rozpoznanie stanu…
To, do czego trzeba się dostosować.
Ale my też dzisiaj nie jesteśmy, tak jak mówiłyśmy wcześniej o szkole, o jedzeniu, żeby babci nie było smutno, to my też jakby żyjemy w dość przemocowych, nieskontaktowanych, też nieszanujących tych naszych wewnętrznych potrzeb jakiejś organiczności bycia człowiekiem warunkach. Więc to też może być przydatne bez względu na to, czy wiemy, że przeszliśmy jakąś traumę, czy nie. Inna sprawa, że ona po prostu jest dość powszechna.
No właśnie. Wiesz co, Carolina, zrobimy tu te trzy kropki i przejdziemy do tego wątku w kolejnym odcinku, bo on jeszcze się rozwinie, bo jeszcze mam tutaj kilka pytań, więc przejdziemy prosto do tej traumy i jej powszechności, bo tutaj mam też przy okazji kolejne pytania do ciebie. A na ten moment bardzo ci dziękuję.
Ja również i dziękuję Wam, Słuchaczki, że byłyście z nami dzisiaj.
Dziękuję ci bardzo.
Dziękuję też Tobie droga Słuchaczko za to, że byłaś z nami. Jestem bardzo ciekawa który wątek tej rozmowy był dla Ciebie najważniejszy? Najciekawszy? Zachęcam Cię do podzielenia się swoimi przemyśleniami w komentarzu na stronie albo w komentarzu pod postem dotyczącym tego odcinka na Instagramie .
Jeśli masz ochotę na bardziej bezpośrednią rozmowę pisz śmiało do mnie na Instagramie albo mailowo.
Jednocześnie bardzo zachęcam Cię do zapisania się na newsletter. W tym roku rusza cykl spotkań podcastowej społeczności, wszystkie informacje znajdziesz właśnie w mailu albo na tej stronie.
I na koniec jeszcze chciałabym powiedzieć, że będę Ci niezwykle wdzięczna jeśli zostawisz jakiś znak, że ta rozmowa Ci się podobała jeśli tak było oczywiście. Serduszko, like, recenzja w systemie gdzie słuchasz. Albo polecenie tego odcinka choć jednej osobie. W ten sposób nasza podcastowa społeczność się powiększa.
Już dziś zapraszam Cię na kolejny odcinek, drugą część rozmowy z Caroliną, w której zgłębimy się w temat traumy.
Życzę Ci dobrego czasu. Do usłyszenia.
Zostaw Komentarz